niedziela, 26 czerwca 2016

Rozdział 1 - Matematyka

Violetta


Po 30 minutowej przerwie weszłam do szkoły, jak zawsze z plecakiem na plecach. Udałam się do swojej szafki by odłożyć podręczniki do angielskiego, a wyjąć matematykę. Zajrzałam jeszcze do zeszytu z zajęć plastycznych, żeby sprawdzić co kupić na jutrzejsze zajęcia. Lista była bardzo krótka. Wystarczyło kupić tylko szkicownik i różnego rodzaju ołówki.
Schowałam potrzebne zeszyty do plecaka i ruszyłam w stronę sali. Jakoś dzisiaj jest bardzo spokojnie. Szłam ze spuszczoną głową i niestety na kogoś wpadłam.
- No, no, no i kogo my tutaj mamy - wiedziałam, że jest zbyt spokojnie - Okulary trzeba nosić skoro wpadasz na ludzi - no tak nie było dziennej dawki dokuczania Castillo.
- A ty jak zwykle - westchnęłam -  głupie teksty tylko potrafisz powiedzieć - powiedziałam i ruszyłam w stronę klasy.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem - złapał mnie mocno za nadgarstek, tak, że poczułam ból. Znowu przeszło mi przez myśl.

- Trudno - krzyknęłam wyrywając rękę z bolesnego uścisku. Obejrzałam dokładnie nadgarstek. Jest cały czerwony. Kolejny raz będę musiała kłamać mamie, że... no właśnie co tym razem powiedzieć? Za ciasno założyłam zegarek? Nie to było tydzień temu... Mama kupiła mi drugi. Dostałam piłką lekarską? To powiedziałam wczoraj, a poza tym nie mam dzisiaj zajęć wf. Wiem! Fran nie zauważyła i przycięła mi rękę w drzwiami.
- Hej Violu - krzyknęła radosna jak zawsze Włoszka.
- Hej Fran.
- Znowu nie obeszło się bez tego "kolorowego" - powiedziała dziewczyna robiąc cudzysłów -  śladu na ręku?
- Tak. Powiedz kiedy jemu to się znudzi? - powiedziałam przybita codzienną sytuacją.
- Nie mam pojęcia, ale znając tego debila, to mam nadzieję, że się mu znudzi - próbowała mówić to pocieszająco, co jej się nie udało. Uśmiechnęłam się do dziewczyny - Idziemy po szkole na sok mrożony? - kiwnęłam głową na znak zgody.
- Powiedziałem, że jeszcze z tobą nie skończyłem - oznajmił ostro Leon, na co moja przyjaciółka wybuchła.. 
- Posłuchaj ty... –  zaczęła Fran, lecz przerwałam jej.
- Daj spokój... nie warto chodźmy - podszedł do mnie i wywalił mi wszystko co miałam w rękach. 

Odszedł zadowolony do swojej grupy, a ja zaczęłam wszystkie moje książki i zeszyty zbierać z Francescą. Zadzwonił dzwonek na lekcję z panią Caroline. Weszliśmy wszyscy do sali. Usiadłam z moją przyjaciółką i zaczęłam wyjmować wszystkie rzeczy potrzebne na dzisiejszą lekcję matematyki. Fran otworzyła zeszyt, a ja zobaczyłam, że nie ma jednego zadania. Podsunęłam jej zeszyt, by tam mogła przepisać. Zrobiła to w tempie ekspresowym, co mnie zszokowało, że można tak szybko zapisać zadanie na całą stronę. Spojrzała na mnie i szepnęła dzięki. Zabrałam zeszyt w taki sposób, by nikt nie zauważył. 
- Dzień dobry - powiedziała nauczycielka gotowa do poprowadzenia lekcji.
- Dzień dobry - odpowiedzieliśmy. Zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy na słowa nauczycielki.                                                                                                
- Dzisiaj drodzy państwo pytam. Dzisiaj odpowie nam numer 26 - czyli Verdas, zapraszam. Wstań, podejdź do tablicy i napisz wzór na (...) - stał przy tablicy i nic nie napisał - widzę, że niczego się nie nauczyłeś z poprzednich lekcji ciekawe jak odrobiłeś pracę domową - powiedziała kiwając głową z niedowierzaniem.
- Ktoś odpowie na te pytania? Może Blair?
- Yyy... nie dzisiaj?
- Dobra Bridget?
-  Nie ma jej.
- Castillo?
Podeszłam do tablicy i napisałam wzory.
- Świetnie... wiedziałam, że ktoś się nauczy dostajesz piątkę... a jeżeli będzie to tak wyglądało jak do teraz to masz gwarantowaną szóstkę. Verdas zostań po lekcji, mamy do pogadania młodzieńcze. Zadzwonił dzwonek na przerwę i wyszłam z sali. 

Leon
Ciekawe, jakie tym razem dostanę kazanie od nauczycielki. Zaczyna się od poważnej rozmowy, a kończy się na nie zdasz.
- Słuchaj Leon nie wiem czy w tym roku zdasz - wiedziałem! Teraz będzie mi mówiła, że muszę zacząć się uczyć i tak dalej - Strasznie zapuściłeś się w nauce... nie wiem czy w innych przedmiotach też, ale jako nauczycielka widzę, że potrzebujesz korepetycji... Violetta pomaga w przedmiotach, czyli prowadzi korepetycje, gdybyś nie wiedział, co to znaczy. Może byś... - przerwałem kobiecie monolog.
- Pani profesor nie ma mowy nie będę się słuchał tej głupiej dziewuchy!
- Młody człowieku ona ma imię, a gdyby była głupia nie napisałaby na tablicy tego wszystkiego.
- To nie zmienia faktu, że nie będę się z nią uczył czymś takim, a tym bardziej słuchał tego czegoś!
- W takim razie zostaniesz i powtórzysz rok.
- Świetnie - powiedziałem do siebie zły na Castillo - matka mnie zabije - szepnąłem tak, by nie usłyszała nauczycielka i wyszedłem z sali człapiąc drzwiami.

♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫ ♫  ♫   ♫  

Na przerwie

- Jesteś wredną małpą! – podszedłem do niej rozwścieczony, a ona siedziała oparta o ścianę blisko stromych  schodów, którymi mało kto chodził, bo była to stara część szkoły, gdzie nikogo nie było. Czytała książkę. Spojrzała na mnie zdezorientowana. Odłożyła książkę i zaczęła mówić.
- Cieszę się. Lepiej się uczyć, niż być kretynem, który nie ma taktu i poziomu - powiedziała wstając i stojąc twarzą w twarz ze mną, a tyłem do schodów.
- Nie waż się tak do mnie mówić. Jesteś nikim. Co ty sobie myślisz ?! - powiedziałem i widziałem łzy w jej oczach na moje słowa.
- Ty nie możesz chociaż raz przestać kiedy pora?! Nie, bo jaśnie pan nie wie jak to jest! - Nie mów do mnie w takim tonie - powiedziałem ostro. Przestałem panować nad sobą.
- Nie możesz mi nic zabronić! - łzy jej spływały po policzkach - Mam cię dosyć! - moje nerwy sięgnęły zenitu i zrzuciłem ją ze schodów. Stałem chwilę zszokowany moimi czynami i patrzyłem na jej ciało turlające się po schodach, które po chwili się zatrzymało na pół piętrze i po chwili rozprzestrzeniającą się krew pod jej głową.

- Violetta? Gdzie jesteś? - usłyszałem głos Francesci, a po chwili zobaczyłem ją uśmiechniętą ze swoim chłopakiem. Szybko się schowałem za ścianą, by obserwować całą sytuację - Violka pokaż się! gdzie jesteś? - powiedziała i rozbawieni podeszli do schodów. Francesca zaczęła krzyczeć z przerażenia i szybko do niej zbiegła - Violetta odezwij się! - wzięła jej głowę na kolana nie przejmując się krwią. Nie wiem jak to się stało, ale nie kryłem się już tylko stałem i swobodnie obserwowałem sytuację z przerażeniem - Marco dzwoń do szpitala, niech przyślą karetkę... ona się wykrwawi! - powiedziała ze łzami w oczach - Szybko!
Nie wiedząc co robię zszedłem na półpiętro, usiadłem na podłodze, zabrałem Violettę od Francesci i nie odzywając się słowem wziąłem ją w swoje ramiona trzymając jej głowę wysoko i hamując sączącą się w szybkim tempie krew z tyłu głowy. Zadzwonił dzwonek na lekcje. Na szczęście byliśmy w miejscu, gdzie nikt nigdy tędy nie chodzi. Mając ją w rękach dopiero poczułem jaka ona jest delikatna i krucha.
- Fran nikogo nie ma już na korytarzu. Wszyscy są w salach - powiedział Marco - Leon wyniesiesz ją na dwór karetka zaraz przyjedzie.
- Tak - wstałem z nią na rękach i wyszliśmy.
- Daj mi ją. Ja ją wezmę, a ty wracaj na lekcje - powiedział Marco. Zrobiłem tak jak kazał.
- A wy macie jeszcze zajęcia? - zapytałem Włoszki
- Nie, miały być zajęcia dodatkowe, ale wcześniej je odwołałam. Wracaj na lekcje dla waszej grupy. Odszedłem bez słowa na lekcje wf-u dla mojej grupy.

♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫  ♫ ♫  ♫   ♫ 

Tak prezentuje się pierwszy rozdział. 
Mam nadzieję, że komuś się spodoba.

9 komentarzy:

  1. Rozdział super, ale uważam, że Leon to dupek. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na dalsze losy Violetty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej.
    Jestem tu pierwszy raz.
    Pierwsze pytanie: Czy oni są w gimnazjum? Bo zachowanie Leona jest czysto gówniarskie. Wkurzają mnie tacy ludzie...ale nie o tym.
    Jestem ciekawa jak to wszystko rozwiniesz, czy pójdziesz klasycznie i zrobisz miłość...może przyjaźń....a może całkowicie mnie czymś zaskoczysz? Brakuje mi trochę opisów przeżyć wewnętrznych (bardzo to lubię).
    Piszesz dobrze. Widać, że masz o tym pojęcie i Ci to wychodzi. Na początku (o ile się nie mylę) było jakieś powtórzenie. Ale nie będę Cię krytykować. Według mnie komentarze są po to aby dopingować i dodawać energii.
    To co mi się podobało to Twoje wstawki w wypowiedzi typu ,,- No, no, no i kogo my tutaj mamy - wiedziałam, że jest zbyt spokojnie - Okulary trzeba nosić skoro wpadasz na ludzi - no tak nie było dziennej dawki dokuczania Castillo.'' Według mnie wyszło to super *_*.
    Pozdrawiam i zabieram się do dalszego czytania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!
    Lecę czytać kolejne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekwe jak potoczy się dalej ta historia...

    OdpowiedzUsuń
  6. Leoś taki zły , jednak przejął się na końcu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahah
    W czasie gdy to pisałaś, ja też miałam numer 26 😂😂 Przypadek ? Nie sądzę

    😂😍😜😘

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się świetnie 💓

    OdpowiedzUsuń

Dzięki Twojemu komentarzowi na mojej twarzy pojawi się uśmiech,
który jest ważny i da mi to jeszcze większą motywację, by pisać dalej.
Dziękuję za wszystkie komentarze.