niedziela, 8 kwietnia 2018

Rozdział 2 - Amber



Nie żyje.
Popłynęła łza.
Nie żyje.
Spłynęła po policzku.
Nie żyje.
Kapnęła na ubranie.
Odtwarzam te dwa słowa po raz kolejny, jeszcze raz i jeszcze raz, znowu po moich policzkach płyną łzy, coraz więcej łez.
Wciąż nie jestem w stanie się z tym pogodzić. Ból jaki w chwili obecnej odczuwam jest nie do opisania. Wszystko zakłóca mi prawidłowe myślenie. Całość jest dla mnie sprzeczna. Jednego dnia jest człowiek, widzisz go, możesz dotknąć, porozmawiać, a następnego nie ma już nic oprócz różnych wspomnień, które po pewnym czasie zaczną się zamazywać, aż w końcu znikną z pamięci człowieka. Nie mam siły na nic. Jestem zmęczona. Chcę przestać myśleć o tym wszystkim, ale nie jestem w stanie, nie potrafię. Nie mogę. To oznaczałoby koniec, zamknięcie tego całego rozdziału i zapomnienie o Nim na zawsze. Nie potrafię. Nie chcę zapomnieć o tak bardzo ważnej osobie w moim dotychczasowym życiu. Boję się, że jeżeli przestanę pamiętać, to zapomnę…
— Porozmawiamy? – zapytała kobieta ciepłym głosem, wciąż wpatrując się we mnie.
Siedziałam na parapecie i wpatrywałam się w okno, za którym pogoda była fatalna. Padał deszcz, krople płynęły po szybach. Przeniosłam swój wzrok na kobietę i spojrzałam na nią wzrokiem zupełnie wypranym z emocji.
Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie teraz, nie dzisiaj.
Kobieta posłała mi niepewny, delikatny uśmiech. Odwróciłam od niej wzrok i powróciłam nim na szybę, a raczej na płynące po niej krople deszczu, które zaczęłam śledzić palcami po szybie.
To dziwne, przecież rano była taka piękna pogoda, ptaki śpiewały, świeciło słońce… A teraz? Niebo jest szare, wszystko jest pozbawione życia, zupełnie tak jak ja.
— Violu… – ponowiła próbę kobieta.
Westchnęłam i ponownie na nią spojrzałam. Była ubrana normalnie (klik), nie miała na sobie żadnego kitla lekarskiego, tylko niebieską sukienkę. Jeansowa kurtka wisiała na oparciu krzesła, na którym siedziała. Na nogach miała granatowe szpilki. Jej kręcone ciemne blond włosy pozostały rozpuszczone, więc sięgały dokładnie do ramion.
Ściągnęłam nogi z parapetu tak, że swobodnie sobie wisiały. Z nudów zaczęłam machać nimi jak mała dziewczynka. Ponownie westchnęłam, po czym odezwałam się:
— Słucham?
Kobieta zaskoczona tym, że się odezwałam, rozszerzyła oczy, a na jej ustach znowu pojawił się uśmiech.
— Opowiesz mi co się stało?
— Nie żyje i tyle.
— Opowiedz mi wszystko od początku. Co się dzieje, jakie uczucia tobą kierują teraz? Jak się czujesz.
— Jestem pozbawiona cząstki mnie. Jakby ktoś po prostu przyszedł sobie i mi ją wyrwał…
Co mam powiedzieć tej kobiecie? Przecież mnie nie zrozumie. Okej, jest psychologiem, ale jestem pewna, że nie wie, co to znaczy stracić najważniejszą osobę w twoim dotychczasowym życiu i jeszcze do tego wszystkiego stracić dziecko.
— Mój chłopak umarł… Był chory na raka. Leczenie naprawdę przynosiło dobre skutki, więc stwierdziliśmy, że wszystko jest w porządku i idzie w dobrym kierunku. Był naprawdę dobrą osobą, chociaż jak to chłopak miał różne odpały. Chodziliśmy do tej samej klasy. Nienawidziliśmy się na początku, jedno dokuczało drugiemu tak, jak tylko mogło. Po pewnym czasie zakochaliśmy się w sobie i zostaliśmy parą. Kilka dni temu okazało się, że byłam z nim w ciąży, ale poroniłam. Nie wiedziałam, że noszę w sobie nowe życie. Gdybym tylko mogła cofnąć czas, to zmieniłabym zupełnie ten dzień zanim wylądowałam w szpitalu.
— Gdy miałam dziewiętnaście lat, byłam tylko odrobinę starsza niż ty teraz, zaszłam w ciążę z moim chłopakiem. Byłam załamana, martwiłam się, że mnie zostawi. Wiedziałam, że rodzice nie będą chcieli mi pomóc, miałam nawet myśli, by dokonać aborcji. Po zrobieniu testu ciążowego, schowałam go pod poduszkę, wiedziałam, że rodzice tam nie zajrzą. Miałam tam też schowane tabletki, które po zażyciu zabijały płód. Tego samego dnia przyszedł do mnie mój chłopak, ja byłam w łazience, a gdy z niej wyszłam, ujrzałam go… Siedział na łóżku ze łzami w oczach, w jednym ręku miał test ciążowy, a w drugim opakowanie z tabletkami. Spojrzał na mnie ze strachem w oczach. Gdy do niego podeszłam i stanęłam przed nim, ten padł na kolana, przytulił się do moich nóg, a następnie zaczął głośno płakać. I wtedy już wiedziałam. Wiedziałam, że nie usunę naszego dziecka. Nie mogłam, nie chciałam, nie potrafiłam. Pamiętam, jak padłam na kolana tuż przed nim, ujęłam jego zapłakaną twarz w dłonie i obiecałam, że nic nie zrobię ani sobie, ani dziecku. Teraz mam wspaniałą rodzinę, cudownego męża i dwójkę dzieci. Niczego więcej mi nie brakuje. Ja chciałam celowo zabrać życie, a ty nie miałaś o tym pojęcia, naprawdę nie masz się o co obwiniać. Jesteś naprawdę dobrą dziewczyną, a to, że straciłaś dziecko nie jest twoją winą… Nie wiedziałaś o niczym…
Chyba zaczęłam się do niej przekonywać.
Spojrzałam na nią uważnie, rozglądała się do niebieskiej sali. Pomimo że jest to szpital, to naprawdę ta sala była przyjemna, byłam na niej sama na szczęście. Wzrok kobiety powrócił na mnie. Posłała mi ciepły uśmiech, po czym odwróciła się po swoją jeansową kurtkę, a następnie zarzuciła ją na swoje ramiona. Wstała, wkładając powoli ręce do rękawów swojej kurtki.
­ — Zobaczymy się jutro? – zadałam pytanie, zanim zastanowiłam się nad nim.
— Jeśli tylko zechcesz – odpowiedziała kobieta.
Patrzyłam na to, jak wychodzi. Jej nogi wykonywały szybkie i zdecydowane, ale za razem delikatne oraz kobiecie kroki. Przy samych drzwiach odwróciła się do mnie przodem, zmierzyła wzrokiem moją całą sylwetkę, a następnie spojrzała mi w oczy i ponownie posłała ciepły uśmiech.
— Dziękuję – powiedziałam niepewnie.
— Pamiętaj, po każdej burzy wychodzi słońce.
Wyszła.
Siedziałam tak przez jakiś czas i zastanawiałam się nad sensem tych kilku słów.
Później złapałam za książkę i zaczęłam zagłębiać się w lekturę, ale nie byłam w stanie się na niej skupić, w mojej głowie echem wciąż obijały się słowa „Po każdej burzy wychodzi słońce”.
Tego samego dnia, bardzo późnym wieczorem, około godziny jedenastej leżałam sobie w szpitalnym łóżku i wierciłam się na nim, ponieważ nie byłam w stanie usnąć. Cały czas mi coś przeszkadzało, a to poduszka była za słabo strzepana i musiałam ją ułożyć, a to kołdra była skotłowana, czy chociażby to światło dobiegające z korytarza. Gdybym tylko mogła zamknąć te drzwi, to od razu zapadłabym w głęboki sen, ale nie, przecież wszystkie sale muszą być otwarte w razie „Gdyby coś się stało”. Wyciągnęłam telefon spod poduszki i zaczęłam przeglądać strony internetowe. Nagle usłyszałam głośny płacz dziecka, ale po chwili stopniowo zaczął on ucichać. Zamknęłam oczy, czułam jak mnie pieką, nie chciałam upuścić ani jednej łzy, mój podbródek zaczął się trząść. Cicho westchnęłam, wzięłam kilka wdechów, po czym wróciłam do przeglądania stron internetowych.
Świetnie, musieli mnie położyć na oddziale położniczo-noworodkowym.
Mój odpoczynek, o ile mogłam to tak nazwać, nie trwał długo. Na korytarzu usłyszałam szamotanie, po czym niski głos mężczyzny zaczął coś mówić do drugiej osoby. Na korytarzu przeszła młoda dziewczyna, na oko w moim wieku. Przeszła to za dużo powiedziane, została szarpnięta do tyłu. Już wtedy wiedziałam, że muszę zainterweniować. Poderwałam się z łóżka i z telefonem w ręku ruszyłam w stronę dwójki ludzi na korytarzu. Gdy tylko pojawiłam się w holu, ujrzałam starszego mężczyznę i blondwłosą dziewczynę. Szarpał nią, tak, że ta zaczęła cicho popiskiwać i się wyrywać z jego uścisku.
— Zostawisz naszego syna w spokoju, rozumiesz?! – warknął na nią, a następnie podniósł swoją dłoń tak, jakby miał zamiar wymierzyć jej cios w policzek – To nie jest jego dziecko, ty mała puszczalska dziwko.
Dopiero w tej chwili zauważyłam jej duży brzuch, który opinała i tak luźna już bluzka.
Dziewczyna zaczęła się ponownie szarpać.
Musiałam zareagować.
Odchrząknęłam, czym zwróciłam na siebie uwagę tych dwojga. Mężczyzna odsunął się od blondynki i poprawił swoją marynarkę.
— Tak? – zapytał niespokojnym tonem.
— Niech pan zostawi tę biedną dziewczynę.
Usłyszałam prychnięcie z jego strony.
— A kim ty niby jesteś, żeby mi rozkazywać?! – warknął, podsuwając się w moją stronę – Idź lepiej i zostaw nas w spokoju, "młoda damo" – powiedział bezczelnym tonem, po czym ponownie odwrócił się do tej dziewczyny.
— Jeżeli pan ją tknie, to obiecuję, że będzie miał pan problemy.
Mężczyzna gdy to usłyszał, od razu podszedł do mnie, a następnie pochylił się do mojej twarzy.
— Nic, powtarzam nic mi nie zrobisz, jestem bardzo wpływowym biznesmenem.
Byś się zdziwił – pomyślałam.
— A teraz spadaj stąd dziewczynko.
Ponownie odwrócił się do mnie plecami i szarpnął blondynkę przede mną. Podniósł rękę i już miał wymierzyć cios.
Nie zrobił tego.
W ostatniej chwili podbiegłam do mężczyzny, chwyciłam jego ręce i wygięłam je do tyłu tak, jak nas uczyli na zajęciach z samoobrony.
— Idź po ochronę, tylko proszę pośpiesz się, bo nie wiem ile czasu dam radę go powstrzymać.
Dziewczyna poszła szybkim tempem, a już po chwili dwóch silnych mężczyzn wyprowadziło "wpływowego biznesmena".
Blondynka rzuciła mi się w ramiona i przytuliła mnie na tyle, na ile pozwalał jej na to jej duży wystający brzuch.
— Dziękuję – szepnęła.
— Nie ma za co – odpowiedziałam i również ją objęłam. Odsunęłyśmy się od siebie.
— Jestem Violetta – wyciągnęłam rękę w jej stronę, a ona chętnie ją uścisnęła.
— Amber.
 
Heeeej!
I jak Wam się podobał rozdział?
Tak, wiem, wiem, jest po prawie miesiącu, a miały być częściej, ale przysięgam, że mam teraz masę nauki, za 10 dni egzaminy i powtórzenia mam od diabła z każdego przedmiotu. Wybaczcie, za trzy tygodnie będzie już święty spokój i zostanie tylko odliczanie do wycieczek oraz wyczekiwanych od dawna wakacji. 
U Was też taki upał? U mnie okropnie gorąco.
Gdzie jedziecie na wycieczki kilkudniowe z klasą?

Zostaw po sobie ślad w postaci komentarza ♥

Jakieś pytania? Zapraszam  ZAPYTAJ BOHATERA II

Trzymajcie za mnie kciuki na egzaminach 😊

Buziaki ❤❤❤
Miss Blueberry 

31 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Cudoo *.*
      Leon zyje!
      Jestem pewna!
      Ale bym tego typa pierdolnelaaa😤
      Co do wycieczki to wsz xd
      Czekam na rozdzial!😎
      Buziaki😍😍

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Hej!
      Leon żyje jestem tego pewna, bo jakby nie żył to nie było by Leonetty.
      Ach egzaminy gimnazjalne jeszcze nie dawno sama przez nie przechodziłam. Matko,ale się wtedy stresowałam. Gimnazjalne czasy. Klasa mi się przypomniała, wychowawczyni, bal gimnazjalny. Ach te wspomnienia. Muszę kończyć, bo za chwile rozpisze się o tych trzech latach. Czekam na następny rozdział.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Tak wiem wiem, mam zaległości już nadrabiam po 2 miesiącach :D
      Z początku nie mogłam się znaleźć u cb na liście z miejscami ale znalazłam.

      Viola rozmawia z psychologiem. Aż sama się wczułam.
      A jej postawa i obrona godna podziwu. Lece dalej :)

      Usuń
  4. ON NA PEWNO ŻYJE
    TO JEST KONTYNUACJA TAMTEGO OPOWIADANIA NO
    JA WIEDZIAŁAM.
    Tylko gdzie jest Leon?!?!?!?!
    Czy to jego kolejny głupi pomysł, żeby może już nie ranić Violetty? wrrr
    A ten "wpływowy biznessman" pewnie jeszcze wróci i raczej nie będzie fajnie :(
    Czekam na nexta ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajrzałam na szybko, między zajęciami i muszę powiedzieć, że ciekawie...ciekawie.
    Z chęcią będę czekać na następne! :D
    Pozdrawiam cieplutko<3
    Diane :*

    OdpowiedzUsuń

Dzięki Twojemu komentarzowi na mojej twarzy pojawi się uśmiech,
który jest ważny i da mi to jeszcze większą motywację, by pisać dalej.
Dziękuję za wszystkie komentarze.