Bardzo dziękuję za 30 000 wyświetleń.
Zapraszam na one shot'a :)
Bardzo szybko uchylam moje powieki, a następnie podnoszę się z mojego łóżka. Mała znów płacze… Jak najszybciej podchodzę do jej łóżeczka i wyjmuję ją z niego. Zaczynam ją tulić do swojej piersi i cichutko szeptać, chociaż i tak wiem, że dziewczynka nic nie zrozumie ani mi nie odpowie.
- Proszę, kochanie nie płacz…
- szepczę, a w moich oczach pojawiają się łzy, ponieważ wiem, że znowu będzie
cyrk, a ja zostanę boleśnie pobita. Sięgnęłam po butelkę z mlekiem. Jest pusta…
- Malutka… błagam… cichutko – wyszeptałam kołysząc się z nią w ramionach.
Kilka sekund później
usłyszałam, jak kluczyk w drzwiach przekręca się. Po chwili usłyszałam, jak ten
bezlitosny człowiek otwiera drzwi, a następnie je szybko i bardzo głośno
zatrzaskuje. Lily jeszcze głośniej zaczęła płakać. Zamknęłam oczy i cicho
westchnęłam. Czekałam na to, co ma się za chwilę wydarzyć. Poczułam
szarpnięcie, więc uchyliłam moje powieki. Wstrzymałam oddech. Ujrzałam przede
mną mężczyznę, którego obawiałam się tutaj zobaczyć, gdy tylko dziewczynka
zaczęła płakać. Spojrzałam na niego. Moje serce zaczęło strasznie szybko bić.
- Jeżeli nie uciszysz tej
gówniary, to sam się nią zajmę i nie będzie się już wcale wydzierać – krzyknął.
Odłożyłam płaczące dziecko do jej łóżeczka.
- Ona jest głodna –
wyszeptałam, najciszej, jak umiałam.
- To ją nakarm! – krzyknął.
- Nie mam w sobie pokarmu,
ponieważ to nie jest możliwe.
- To daj jej jeść z butelki,
bo jeżeli nie, to… - przerwał mu kolejny krzyk małej. Podszedł do niej i
pochylił się nad nią.
- Nie dotykaj jej – powiedziałam
podchodząc i zasłaniając mają swoim ciałem – Uderz mnie, nie ją. Ona nic złego
nie zrobiła, jest tylko małym nic niewinnym dzieckiem. Jeżeli chcesz kogoś
uderzyć, to niech będę to ja, a nie ona. Błagam.
Już po kilku sekundach
poczułam jego pięść na mojej szczęce. Upadłam na podłogę i dotknęłam swojej
dolnej wargi, ponieważ poczułam w ustach metaliczny smak. Przetarłam zakrwawioną
wargę moją ręką.
- Idź i zrób jej jedzenie –
powiedział wychodząc z pokoju.
Podniosłam się. Szybko
zbiegłam na dół i zaczęłam robić jedzenie dla dziewczynki. Gdy mleko było o
odpowiedniej temperaturze, wlałam je do butelki i popędziłam na górę. Przy moim
pokoju czekał już ten mężczyzna. Weszłam do pokoju, a on mnie w nim zamknął na
kluczyk. Podeszłam do łóżeczka Lily i wyjęłam ją z niego. Usiadłam na fotelu i
przyłożyłam jej do różowiutkich ust buteleczkę. Zaczęła ją ssać. Gdy
stwierdziłam, że już jej wystarczy, odłożyłam w połowie pustą butelkę na
stoliku i przez chwilkę pochodziłam z nią, by jedzenie mogło jej się ułożyć i
by mała nie zakrztusiła się w nocy. Zgasiłam światło w pokoju i odłożyłam ją,
wcześniej całując ją w małą główkę. Położyłam się do swojego łóżka. Niestety
nie mogłam zasnąć przez myśli, które mnie dopadły…
Jutro
wigilia… Wszyscy tego dnia powinni się cieszyć z dobrej nowiny…
Pewnie
znowu spędzę dzień zamknięta w pokoju, albo kolejny raz będę świadkiem tego,
że
ten mężczyzna będzie się świetnie bawił krzywdząc wszystkich wokoło, łącznie z
nami…
Dlaczego
ja nie mogę doznać chociaż odrobinki szczęścia?
Czy
zostałam stworzona tylko po to, by cierpieć i widzieć smutek u innych moich
bliskich?
Spojrzałam w niebo
Wiem,
że nie rozmawiamy ostatnio za często…
Wiem,
że zaniedbałam to, ale sam widzisz, że jest mi ciężko…
Wiem,
że może proszę o zbyt wiele…
Wiem,
że może to za wiele…
Ale
pozwól mi żyć choć jeden dzień, jak normalna osoba…
Pozwól
mi zabłyszczeć chociaż raz na niebie jak ozdoba…
I
daj mi poczuć chociaż raz od tego kogoś miłość…
Chcę
poczuć od tej osoby dbałość o mnie i czułość …
Jeżeli
proszę o zbyt wiele…
To
poproszę tylko o dobre dzieciństwo dla tego maleństwa…
A
sama dojdę do swojego zwycięstwa…
Zamknęłam moje powieki.
Niszczysz nasze życie ojcze…
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
24
grudnia
Obudziłam się wcześnie rano.
Uśmiech. To coś, co gości na mojej twarzy od bardzo, bardzo dawna… Miałam taki
piękny sen… Ostatnio wyśniłam sobie chłopaka… Może nie jest idealny, ale
przynajmniej, gdy śpię, to przy nim jestem bezpieczna, mimo, że jest to tylko
moja wyobraźnia. Jest przystojny. Ma ciemne włosy… Mówiąc wprost:
Jest szatynem…
Na jego policzkach pojawiają
się dołeczki, gdy się uśmiecha…
Ma śliczne, zielone oczy…
No cóż… Taki chłopak istnieje
tylko w moich snach.
Podniosłam się, a następnie
zajrzałam do łóżeczka małej. Miała otwarte oczka i uśmiechała się do mnie.
Posłałam jej uśmiech, a następnie wzięłam w swoje ramiona.
- Hej maluszku. Co tam? –
zapytałam, choć wiedziałam, że mi nie odpowie.
Dziewczynka powstała mi tylko
kolejny uśmiech i zaczęła się wiercić moich ramionach. No tak komuś tutaj chce
się znowu jeść.
- Jesteś głodna? – zapytałam –
Po co ja się właściwie pytam…
Wzięłam do połowy pustą
butelkę (lub jak ktoś woli do połowy pełną). Na szczęście mleko nie było
lodowate. Usiadłam na fotelu i przystawiłam butelkę do jej malusieńkich
usteczek. Dziewczynka zaczęła powoli brać małe łyki. Gdy butelka była już pusta
odstawiłam ją na stolik. Przewinęłam Lily i założyłam na nią nowe ubranka.
Zaczęłam powoli głaskać ją po malutkich pleckach. Odłożyłam ją do mojego
pościelonego kilka minut wcześniej łóżka. Właśnie uświadomiłam sobie, że to
dzisiaj jest wigilia. Pochyliłam się nad dzieckiem. Mimo, że mała jeszcze nic
nie zrozumie, to wyszeptałam do niej świąteczne życzenia.
- Wesołych świąt kochanie –
powiedziałam i zaczęłam głaskać ją po jej malusieńkim brzuszku. Dziewczynka
zaczęła cicho się śmiać.
Drzwi delikatnie się
otworzyły. Po drugiej stronie pojawiła się moja mama. Kobieta oparła się o
komodę, gdzie leżą wszystkie rzeczy potrzebne dla Lily: puder, pieluchy i inne
rzeczy. Mama spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem. Miała rozciętą wargę.
Znowu ją uderzył. Moje serce pęka coraz bardziej. Wszyscy ludzie, których
kocham są krzywdzeni przez mojego ojca… Kiedyś, gdy będę miała wystarczająco
dużo siły, to uwolnię się z tego domu i zaznam szczęścia lub dam je komuś z
otoczenia. Podeszłam do kobiety, która jest moją matką. Tak, nie wstydzę się
tego, że wygląda jak wygląda. To nie jest jej wina, tylko po prostu nie mamy
tyle pieniędzy, by mogła w siebie zainwestować… Gdy będę już wolna i będę miała
odpowiedną pracę, będę dobrze zarabiać, to zabiorę moją rodzicielkę i
siostrzyczkę do mojego mieszkania, które kupię za zrobione pieniądze. Moja mama
będzie miała to, co tylko sobie zapragnie. Tak samo będzie z Lily. Dostanie
wszystko. Będzie bardzo dobrą uczennicą z mnóstwem przyjaciół. Nie tak, jak ja…
Ale to było bardzo dawno temu…
Teraz mam 23 lata, więc było
to 5 lat temu…
Głupia osiemnastolatka z
mnóstwem różnych mądrych i głupich pomysłów, ale to nie jest ważne.
Miałam wtedy chłopaka… Nazywał
się… Nie, te wspomnienia są zbyt bolesne, bym o nich mogła opowiedzieć…
Pamiętam z tego tylko to, że usłyszał coś, co miało znaczyć zupełnie coś innego
i wszystko prysło. Jak głupia bańka mydlana.
Jakie to uczucie, gdy
dowiadujesz się, że osoba, którą darzysz uczuciem nie kocha cię?
Czy to boli?
Czy płaczesz po kątach?
Jakie to uczucie?
Dziwne. Nagle, gdy dowiadujesz
się, że ktoś kogo kochasz nie odwzajemnię twoich uczuć, to czujesz momentalnie
taką pustkę. Nie wiesz co z sobą zrobić, a tym bardziej do kogo udać się o pomoc
w załamaniu po miłości.
Czy to boli?
Wcale mnie nie bolało. Na
początku może odczuwałam jakiś ból. Albo raczej myślałam, że to jest ból.
Czy płaczę?
Po jakimś czasie łzy mi
wyschły i już nie spływały po moich policzkach. Nie miałam już czym, a tym bardziej
jak płakać.
Jakiś czas później okazało
się, że mój były chłopak rozpowiedział w całej szkole, że w domu jestem bita.
Od tego się zaczęło. Skończyłam na tym, że byłam pośmiewiskiem dla calusieńkiej
szkoły. Nie zapominając tutaj o nauczycielach. A to wszystko przez to, że mój
ojciec stracił pracę… W domu zaczęły się awantury a to o brak pieniędzy, a to o
to, że nie jestem idealna. Moja mama jakiś czas później zaszła w ciążę…
Wiedziałam, że to będzie cios dla mnie. Gdy skończyłam naukę i napisałam najważniejszy
egzamin, to nie poszłam już na studia. Coraz częściej zostawałam w domu. Gdy
mama urodziła kilka miesięcy temu, to ojciec stał się jeszcze bardziej
bezlitosny. Zamykanie mnie w pokoju na noc, a czasami na cały dzień.
Przynajmniej miałam towarzystwo Lily. Och malutka…
Powróciłam do rzeczywistości:
- Wszystkiego najlepszego
kochanie – powiedziała mama. Przytuliłam ją mocno.
- Kocham Cię mamusiu –
powiedziałam.
- Ja też Cię kocham. Mam coś
dla ciebie – powiedziała mama. Odsunęłam się od kobiety – Wiem, że nie jesteś
już małą dziewczynką, ale to jedyna rzecz, jaką mogę ci dać – powiedziała
kobieta i wyjęła zza siebie tabliczkę czekolady.
W moich oczach stanęły łzy. Pierwszy raz od
tylu lat dostaję jakiś prezent. Mimo, że nie jest to coś, co chciałoby dostać
dziecko na święta, to ja się cieszę, ponieważ wiem, ile musiała się na starać,
by zdobyć ją. Przylgnęłam do rodzicielki. Wzięłam do ręki tabliczkę. W moim
brzuchu zaburczało.
Nie musiałam używać słów, by
zapytać się, gdzie jest ojciec.
- Wyszedł i nie wiem, kiedy
wróci. Kiedy jadłaś ostatni raz? – zapytała mama słysząc wydarzenie w moim
żołądku kilka sekund temu.
- Cztery dni temu jadłam
kolację, ale to nic takiego. Lily już nakarmiłam – powiedziałam i uśmiechnęłam
się do dziewczynki leżącej pomiędzy moimi poduszkami. Mała obserwowała nas z
wielkim zainteresowaniem. Podeszłam do niej i pochyliłam się nad nią.
Pogłaskałam ją po główce. Dziewczynka posłała mi uśmiech i wyciągnęła swój
różowy język.
- Violu musisz wiedzieć coś
jeszcze… - po wypowiedzeniu tych słów przez moją mamę wzdrygnęłam się i
zamknęłam oczy. Powoli wzięłam wdech.
Kolejna ciąża?
Błagam nie… Ja nie chcę…
Nie chcę chronić kolejnego
dziecka…
- Tak? – zapytałam niepewnie.
Usiadłyśmy na moim łóżku obok
Lily.
- Dzisiaj uciekniesz razem z
Lily z tego domu.
Co?! Czy ja usłyszałam
prawidłowo?! Ja chyba zwariowałam…
- Nie zostawię Cię samej –
zaczęłam panikować.
- Cichutko – powiedziała mama
i przytuliła mnie do siebie – Chcę byście były szczęśliwe. Ja sobie poradzę.
Violetta – powiedziała mama i potrząsnęła mną – Dam sobie radę. O szesnastej
masz mieć spakowane rzeczy swoje i Lily.
- Nie chcę cię zostawić.
- A chcesz, by ojciec cię
znowu uderzył? – zamilkłam. Potrząsnęłam głową.
- Masz rację, nie chcę.
- O szesnastej masz być gotowa
i uciekniesz.
- Mamo…
- Wiem, Violu… Nie chciałam,
by to się tak potoczyło... Przepraszam, że tak zepsułam Ci życie…
Nie odezwałam się.
- Bądź gotowa – powiedziała
rodzicielka i wyszła z pokoju.
Wstałam z łóżka i zaczęłam
pakować siebie i Lily.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Wybiła szesnasta. Ostatnie
momenty w tym domu. Ostatnie uściski z moją mamą. Ostatnie kocham cię
wypowiedziane z ust mojej rodzicielki.
Zostałam sama z Lily.
Na ulicy.
W Wigilię.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Dwie
godziny później – 18:00
Diego
Wyszedłem z pracy. Wolne!
Święty spokój! Ta papierkowa robota może zabić człowieka. Wsiadłem do samochodu
i odpaliłem silnik. Ruszyłem do domu. Do żony i mojego dziecka, małego Jamesa.
Chociaż… nie jest już taki mały… Ma już siedem miesięcy. Gdy byłem już pod
domem zgasiłem silnik i spojrzałem na przeciwną stronę ulicy. Na ławce
siedziała młoda kobieta z kilku miesięcznym dzieckiem. Z miejsca, gdzie stałem
dało usłyszeć się płacz dziecka i próby uspokojenia go przez płaczącą kobietę.
Spojrzałem w stronę mojego domu. W kuchni krzątała się moja żona. James pewnie
bawi się z moim bratem, który ostatnio przyjechał z innego miasta specjalnie na
święta. Mój brat jest lekarzem… Chociaż wydaje mi się, że to jemu od kilku dni
potrzebny jest lekarz. Mój brat codziennie, gdy rano wstaje opowiada o jakiejś
dziewczynie. Z tego powodu, że chodził on do szkoły artystycznej, naszkicował
jej wizerunek. Dziewczyna ma:
Brązowe oczy…
Jest szatynką…
Ma może z 22 lata…
Podejść do tej dziewczyny z
dzieckiem, które ma na rękach, czy nie? Cholera! Gdyby życie było prostsze, to
już dawno zapytałbym ją co się stało, a nie stał jak ten kołek. Podszedłem do
dziewczyny. Odchrząknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie. Moje źrenice
rozszerzyły się. To ona… To ta, którą naszkicował mój brat… Dziewczyna
przetarła oczy.
- Tak? – zapytała trzęsącym
się głosem i przycisnęła do siebie dziecko.
- Przepraszam, ale… - zacząłem
i podniosłem dłoń na ławkę, na której siedzi – Dlaczego pani… - kobieta
przerwała mi.
- Przepraszam, proszę dać mi
chwileczkę, zaraz stąd odejdę. Muszę chwileczkę odpocząć – powiedziała próbując
uspokoić płaczące dziecko.
- Nie, nie chodziło mi o to,
że pani tutaj siedzi… Chciałbym się tylko zapytać, dlaczego pani siedzi tutaj,
zamiast być ze swoją rodziną?
- Ja już nie mam rodziny –
powiedziała poważnie.
- Czy wejdzie pani na chwilę
do mojego domu? – zapytałem – Rozgrzeje się pani razem z córką – powiedziałem
spoglądając na dziecko z uśmiechem – To jak? – zapytałem.
Kobieta niepewnie kiwnęła
głową.
Ruszyliśmy do mojego i mojej
żony domu.
- Zapraszam – powiedziałem
przepuszczając kobietę w drzwiach.
Zdjęła z siebie kurtkę, którą
zabrałem, a następnie powiesiłem na wieszaku. Szybko ściągnąłem z siebie moją
kurtkę. Kobieta cały czas trzymała dziecko jak najbliżej siebie. Dziewczynka
usnęła.
- Francesca już jestem! –
krzyknąłem wchodząc z kobietą do salonu.
W drzwiach od kuchni pojawiła
się moja żona razem z naszym synem. Pewnie Leonowi już się znudziła zabawa z
chrześniakiem… Podbiegła do mnie i pocałowała w policzek. Pochyliłem się i
pocałowałem mojego synka w głowę. Fran przechyliła się i ujrzała tę dziewczynę,
która przypatrywała nam się. Moja żona podeszła do niej razem ze mną.
- To jest… - zacząłem, ale po
chwili stwierdziłem, że nie znam imienia tej kobiety.
- Violetta Castillo –
powiedziała niepewnie kobieta.
- Castillo? – zapytała
Francesca, a dziewczyna pokiwała głową – Chodziłam z panią do jednej szkoły.
Moja klasa jeździła razem z pani na wycieczki. To dziwne nigdy pani na nich nie
widziałam… Co panią tutaj sprowadza? – zapytała z uśmiechem Fran.
- Pani Violetta… - kobieta
przerwała mi.
- Wiedziałam, że nie powinna
byłam tutaj razem z panem przychodzić. Ja już pójdę – powiedziała tuląc do
siebie zmarznięte dziecko.
- Niech pani sobie nie żartuje
– powiedziała Fran – musi się pani rozgrzać, a ja zajmę się pani córką… -
powiedziała podając mi naszego syna, który cały czas się uśmiechał. Pani
Violetta niepewnie podała mojej żonie dziewczynkę – Mam nadzieję, że zostanie z
nami pani na kolacji – zapytała z uśmiechem Francesca.
- Nie powinnam…
- Bzdura – powiedziała
Francesca razem ze mną.
- Jeżeli chce się pani
odświeżyć, to pokażę pani, gdzie mamy łazienkę – powiedziała Francesca z
uśmiechem. Kobieta kiwnęła głową, a następnie ruszyła z panią Violettą na górę
do łazienki.
- No widzisz młody… Kobiety
zawsze mają nas gdzieś… Jak tylko znajdą sobie towarzystwo, to mężczyzna
odchodzi na bok – powiedziałem – Chodź teraz do wujka Leona. Zobaczymy co robi.
Poszedłem z małym do
tymczasowego pokoju mojego brata. Zapukałem do drzwi. Po chwili wszedłem do
środka. Leon znowu szkicował tę dziewczynę. Gdyby tylko ją zobaczył… To chyba
padłby.
- Leon – mężczyzna podniósł
wzrok na mnie po zrobieniu ostatniej poprawki na szkicu – Będziemy mieli na
kolacji gościa, więc nie bądź zdziwiony.
- Tak, jasne – powiedział.
Wyszliśmy z pokoju i
ruszyliśmy razem do kuchni. Leon przyczepił do lodówki szkic szatynki, która
jest na górze. Ale się chłopina zdziwi, gdy ją zobaczy.
- I proszę cię jeszcze o jedno
– chłopak spojrzał na mnie – nie rozwieszaj już tych twoich malunków.
- Ale czy ty nie rozumiesz?
Ona jest idealna.
- Leon… - westchnąłem z
uśmiechem.
Chłopak wyszedł z kuchni i
skierował się do swojego pokoju. Po chwili wróciła Fran z dziewczynką na
rękach. Przyszykowała jej jedzenie i zaczęła karmić z butelki.
- Czy ona ci kogoś nie
przypomina? – zapytałem z uśmiechem.
- Nie, a niby kogo miałaby
przypominać Violetta?
- Och już jesteście na ty? –
zaśmiałem się.
- To wcale nie jest takie
śmieszne. Violetta opowiedziała mi całą historię o tym co się stało w jej życiu
– Francesca opowiedziała mi wszystko – Aż do teraz, więc ona potrzebuje pomocy.
Widać po niej, że nigdy nie zaznała miłości, nie czuła tego rodzinnego ciepła…
A teraz, kogo ona ci tak przypomina? – zapytała, a ja wskazałem głową na szkic,
który powiesił Leon kilka minut temu – To ona… - wyszeptała Francesca, a ja się
zaśmiałem.
- Tak, to ona… Leon padnie,
jak ją zobaczy…
Zaśmialiśmy się.
- O tak – będzie
Violettowzięty.
Chwilkę później usłyszeliśmy
kroki schodzącej Violetty. Leon akurat wyszedł z pokoju. Skierował się do nas
robiąc coś w swoim telefonie. Po drodze wpadł na Violettę, która miała na sobie
różową sukienkę Francesci. Złapał ją w talii i przytrzymał ją, by ta nie
upadła. Stali twarzą w twarz do siebie.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Narrator
Oboje patrzyli sobie w oczy z
niedowierzaniem.
Ona nie mogła uwierzyć, że go
widzi na żywo…
On nie mógł uwierzyć, że jest
jeszcze piękniejsza niż w śnie…
Byli sobą oczarowani.
Wystarczyło tylko ich jedno
krótkie spojrzenie, a dwa serca przyspieszyły swój rytm i zaczęły bić tym samym
tempem.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Leon
- Jesteś jeszcze piękniejsza,
niż myślałem, niż śniłem. Jesteś… jesteś aniołem.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Śniłam o tobie od kilku dni…
Myślałam, że to tylko moja wyobraźnia… A teraz jesteś tutaj – powiedziała i
położyła dłoń na moim policzku.
- Jesteś idealna.
- Jesteś księciem z mojej
bajki.
- Jesteś taka śliczna. Twoja
uroda… - westchnąłem - Spadłaś z nieba?
- A ty książę? Przyjechałeś na
białym koniu?
- Jesteś taka piękna.
Dopiero po chwili
zorientowałem się, że Francesca trzyma dziecko. Dziewczynka zaczęła płakać, a
dziewczyna z moich snów podeszła do niej i wzięła dziecko. Ona ma dziecko?
- Masz dziecko? – zapytałem
zszokowany.
- Nie… To jest moja
siostrzyczka, Lily.
- Ach – odchrząknąłem – Okej…
- Violu wyglądasz idealnie w
tej sukience – powiedziała moja szwagierka.
- Dziękuję – odpowiedziała
dziewczyna z delikatnym uśmiechem.
Po złożeniu sobie życzeń i
przeczytaniu fragmentu z biblii, zasiedliśmy do stołu. Dziewczyna usiadła obok
mnie. Widać było, że jest zakłopotana. Francesca przyniosła jedzenie i
postawiła je na stole. Zaczęliśmy nakładać na talerze posiłek. Dziewczynie
zaburczało w brzuchu, na co się zarumieniła i opuściła głowę w dół. Zaśmiałem
się. Ktoś tutaj jest głodny… Francesca i Diego nie zwracali na nas uwagi.
- Ktoś tutaj chyba jest
głodny… - powiedziałem w jej stronę.
- Nie… To znaczy tak, to
znaczy nie... – język jej się plątał, ale rumieniec na jej twarzy nie ustępował
ani na sekundkę.
Zaśmiałem się ponownie.
- Kiedy ostatnio jadłaś? –
zapytałem z uśmiechem…
- Ja… - westchnęła – Umm…
- No? – zaśmiałem się – To
chyba nie było tak dawno te… - przerwała mi.
- Cztery dni… - wyszeptała
- Temu – dokończyłem, a oczy
mało mi nie wyszły – Chcesz być anorektyczką? – zapytałem – Jeszcze jutro
pojedziesz ze mną na badania do szpitala – powiedziałem.
- A kim ty niby dla mnie
jesteś, że tak cię to tak bardzo obchodzi? – zapytała.
- Jestem… - ponownie mi
przerwała.
- Jesteś Leon, to wiem.
- A skąd niby?
- Przyśniłeś mi się. Ja
jestem… - tym razem to ja jej przerwałem.
- Violetta… - powiedziałem z
uśmiechem – Ale nadal sądzę, że spadłaś z nieba. Jesteś taka śliczna… -
wyszeptałem jej do ucha – A teraz jedz – powiedziałem i dotknąłem swoimi ustami
jej policzka. Dziewczyna się zaśmiała i położyła dłoń na moim policzku.
- Książe Leon na białym koniu.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Violetta
Gdy Wigilia się zakończyła,
wstałam od stołu i pomogłam Francesce sprzątnąć ze stołu. Gdy był już porządek,
to przebrałam się z ubrań dziewczyny i założyłam moje. Wzięłam małą i zaczęłam
ją ubierać w ubrania na dwór. Dwójka braci była na górze. Dzięki temu szybciej
uda mi się wyjść z tego domu. Wystarczy, że nadużyłam już gościnności i
zostałam na Wigilii. Gdy ubrałam już Lily, ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych.
Zdjęłam swoją kurtkę z wieszaka i założyłam ją na siebie. Założyłam swój plecak
z rzeczami dziewczynki i moimi. Wzięłam małą na ręce i pocałowałam w główkę.
Lily usnęła. Zajrzałam jeszcze do kuchni, w której była Francesca.
Odchrząknęłam. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. Koło niej na stole stały
cztery kubki z parującą herbatą. Dziewczyna podeszła do mnie.
- Chciałabym podziękować za
to, że mogłam z wami spędzić Wigilię. Jestem naprawdę wdzięczna za to… -
powiedziałam z delikatnym uśmiechem – Sukienkę powiesiłam na wieszaku w
łazience. No to… - zaczęłam. Do kuchni wszedł Diego z Leonem.
- Wychodzisz? – zapytał
zdziwiony zielonooki szatyn. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie ze smutkiem
- Już i tak nadużyłam
gościnności. Tak więc jeszcze raz dziękuję za to, że mogłam zostać i do
zobaczenia… kiedyś – powiedziałam z uśmiechem.
Skierowałam się w stronę
wyjścia, ale zatrzymała mnie Włoszka i zablokowała drzwi.
- Nie możesz odejść… -
powiedział Leon.
- Dlaczego nie? Jest Wigilia i
powinniście spędzić ją razem we własnym gronie, a nie z jakąś mną.
- Ale… - zaczęła Francesca.
- Tak będzie lepiej –
powiedziałam kręcąc głową z uśmiechem.
Włoszka odsunęła się od drzwi.
Przekręciłam kluczyk w drzwiach. Już miałam wychodzić, ale…
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Leon
- Chciałabym podziękować za
to, że mogłam z wami spędzić Wigilię. Jestem naprawdę wdzięczna za to… -
usłyszałem głos piękny Violetty – Sukienkę powiesiłam na wieszaku w łazience.
No to… - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Wychodzisz? – zapytałem zdziwiony.
Podszedłem do niej i spojrzałem na mnie ze smutkiem.
Niech
zostanie… Błagam…
- Już i tak nadużyłam
gościnności. Tak więc jeszcze raz dziękuję za to, że mogłam zostać i do
zobaczenia… kiedyś – powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Skierowała się w stronę
wyjścia, ale zatrzymała ją Fran, która zablokowała drzwi.
- Nie możesz odejść… -
powiedziałem do niej. Stała do mnie plecami, ale szybko się odwróciła.
- Dlaczego nie? Jest Wigilia i
powinniście spędzić ją razem we własnym gronie, a nie z jakąś mną – błagam
niech ona tak nie mówi o sobie.
- Ale… - zaczęła Francesca.
- Tak będzie lepiej –
powiedziała kręcąc głową z uśmiechem.
Włoszka odsunęła się od drzwi.
Violetta przekręciła kluczyk w drzwiach. Już miała wychodzić, ale…
Złapałem ją za nadgarstek.
- Nie odchodź… - wyszeptałem –
Zostań z nami. Starczy tutaj miejsca dla ciebie.
- Spędź z nami dzisiejszy i
jutrzejszy dzień… - powiedziała Francesca.
Violetta zamknęła drzwi i
niepewnie kiwnęła głową. Posłałem jej szeroki uśmiech.
- Mogę? – zapytałem i wyciągnąłem
ręce, by wziąć dziecko. Dziewczyna podała mi ją, a następnie zdjęła z siebie
kurtkę.
- A teraz przebieraj się z
powrotem w tamte ciuchy – powiedziała Fran śmiejąc się.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Dom
Castillo
- Gdzie jest Violetta?! –
wydarł się mężczyzna na matkę Violetty.
- Nie ma jej i nie będzie. Ona
już nie jest twoją córką. Nie będziesz już ją pomiatał. To koniec z twoimi
rządami – powiedziała kobieta – Chcę rozwodu…
- Zabiję Cię i nie dam ci
odejść. Zostaniesz ze mną, a dziewczyna ma wrócić do domu!
- Nie odzyskasz już żadnej z
dziewczynek! To koniec! – matka krzyknęła mu prosto w twarz.
- Nie żyjesz!
Mężczyzna rzucił się z
pięściami na kobietę. Gdy zaczęła już się robić coraz słabsza, zostawił ją i
poszedł do sypialni.
- Zdechniesz, a nie dam ci
rozwodu! – krzyknął na sam koniec.
Krew zaczęła mieszać się ze
łzami wypływającymi z oczu kobiety.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Violetta
Było już po godzinie
dwudziestej drugiej. Francesca powiedziała, że da mi jakąś piżamę i ręcznik,
bym mogła się wykąpać. Po kąpieli chciałam zabrać małą, by ją wykąpać, ale
okazało się, że Francesca już ją wykąpała i teraz Lily jest gdzieś razem z
Leonem. Podziękowałam jej i zapytałam się jej, gdzie będę spała. Ona
powiedziała mi, że pościeliła mi w salonie. Podziękowałam jej i ruszyłam do
salonu. Czekał tam na mnie Leon z dziewczynką. Gdy mnie zobaczył odłożył ją do
łóżka, gdzie będę spać. Wokół miejsca, gdzie będzie spała Lily położone są
poduszki, by nie spadła. Na środku jej ‘‘łóżeczka” leży niebieski kocyk. Rozłożyłam
go, a następnie położyłam na środku małą i ją przykryłam. Szybko usnęła.
Spojrzałam na chłopaka. Uśmiechał się do mnie delikatnie. Odwzajemniłam
uśmiech. Podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. Pochylił się do
mojego ucha i zaczął szeptać.
- Jesteś aniołem.
- To nie jest prawda. Anioły
zawsze są idealne. Ja taka nie jestem… Pochodzę z biednej rodziny… Nie mam na
nic pieniędzy… Nie studiuje... Jestem nikim... Biedaczka, która ma już swoją
przyszłość zapewnioną, jako no cóż… biedaczka.
- Nie
mów tak. Jesteś świetna. Idealna dla mnie – powiedział i podsunął się bliżej
mnie. Położył swoje ręce na moich biodrach i powoli zaczął się pochylać.
- Nie
– wyszeptałam mu w usta i delikatnie go odepchnęłam – Znamy się kilka godzin, a
ty już chcesz… Nie mogę tak.
- Ja
czuję się, jakbym znał cię już bardzo długo. Violu śniłem o tobie, a ty o mnie.
Nie sądzisz, że to jest jakiś znak?
Westchnęłam
i spojrzałam mu w oczy.
- Nie
wiem, co mam ci odpowiedzieć…
-
Viol… - przerwałam mu.
-
Dobranoc Leonie – powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.
Pochyliłam
się nad Lily i okryłam ją szczelniej. Widziałam, jak tylko Leon wchodzi do
swojego pokoju. Położyłam się i zamknęłam powieki. Momentalnie zasnęłam.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Następnego dnia
Obudziłam
się dosyć wcześnie. Lily już nie spała. Pochyliłam się nad nią z uśmiechem.
-
Dzień dobry – powiedziałam śmiejąc się.
Ze
strony małej usłyszałam tylko chichot. Wstałam i szybko przebrałam i
przewinęłam Lily. Stwierdziłam, że w ramach podziękowania za wczorajszą gościnę
zrobię coś dla nich. Szybko pościeliłam sofę. Złożyłam pościel i prześcieradło
w kostkę. Powędrowałam do kuchni, ale zastałam już w niej siedzącą na krześle,
koło wyspy kuchennej.
- Umm…
Hej – powiedziałam niepewnie.
-
Siemka.
-
Chciałam podziękować za gościnność i… - Fran przerwała mi.
-
Nigdzie nie pójdziesz bez śniadania i obiadu – powiedziała grożąc mi palcem.
- Nie,
nie to miałam na myśli. Chciałam się jakoś odwdzięczyć i może zrobię śniadanie?
– zapytałam.
- No
nie wiem… Możesz, ale jeśli będę mogła ci pomóc – uśmiechnęłam się do niej.
-
Okej.
Wyjęłyśmy
wszystkie potrzebne produkty i zaczęłyśmy szykować śniadanie. Po jakimś czasie
usłyszałyśmy płacz małej. Spojrzałam przepraszająco na Francesce, a następnie
się odezwałam.
-
Pójdę do niej.
- Nie,
ja do niej pójdę. Pewnie jest głodna – Powiedziała wycierając ręce
zielono-czerwoną ścierką.
Szybko
podgrzała mleko, a następnie sprawdziła, czy jest odpowiednie. Po wykonaniu
tych wszystkich czynności wyszła do salonu. Dokończyłam kroić chleb, a
następnie wyjęłam z lodówki świeże warzywa, między innymi pomidory i ogórki.
Zaczęłam kroić je w plasterki, a następnie ułożyłam na półmisku. Rzodkiewkę,
którą wyjęłam chwilę temu, zaczęłam opłukiwać pod kranem i powoli zaczęłam ją
kroić w drobną kostkę. Wyjęłam biały ser i rozdrobniłam go widelcem tak, by się
rozpadł. Wylałam troszkę śmietany na ser i dorzuciłam pokrojoną wcześniej
rzodkiewkę. Wszystko posypałam łyżeczką cukru i starannie wymieszałam. W ten
sposób powstał twarożek, czyli coś, co uwielbiałam, gdy byłam mała. Później
zaczęłam jeść coraz mniej. Ojciec zaczął mieć problemy… Zaczęła się bieda.
Czasami zdarzało się, że na lekcjach mdlałam z przegłodzenia. Wtedy byłam
zabierana na stołówkę i dostawałam talerz zupy, który często był jedynym posiłkiem
na tydzień. Po pewnym czasie, gdy wszyscy się dowiedzieli co się dzieje u mnie
w domu… Po prostu odsunęli się ode mnie. Ja tak bardzo potrzebowałam wtedy
przyjaciela, kogoś bliskiego… Czasami zastanawiam się, czy ci wszyscy ludzie,
którzy uważali się za moich przyjaciół, byli nimi. Pokazali mi wtedy, że jeżeli
masz pieniądze, to jesteś super, lecz jeżeli ich nie masz, to możesz zdechnąć,
a oni nawet tego nie zauważą. Nigdy, przenigdy nie dałam już się tak poniżyć. Z
tamtym dniem straciłam chłopaka, przyjaciół i reputację, która i tak nie była
dla mnie ważna, bo nie lubiłam się pokazywać i błyszczeć. Ci wszyscy ludzie ze
szkoły… Nauczyciele… czy nawet reszta pracowników… stałam się strasznym
pośmiewiskiem… I to dlaczego? Mój popieprzony były… Po kilku dniach chodził z
jedną z moich ‘‘przyjaciółek’’ Gdy wtedy płakałam, każda łza była spowodowana:
moim
byłym,
pośmiewiskiem,
którym byłam w szkole,
biciem
w domu…
Po
moim policzku pociekła łza, którą szybko starłam, ale to nic nie dało, bo za
nią poleciała kolejna i następna. Nie chcąc wydać z siebie żadnego dźwięku
ukryłam głowę w swoich dłoniach. Te wspomnienia odbiły duże znamię, które
często jest rozcinane ponownie i jeszcze raz... To straszne, jak dziecku,
którym byłam te pięć lat temu, można zniszczyć życie… Wydałam z siebie cichy
szloch. Zaraz po tym poczułam, jak ręce mężczyzny oplatają moją talię od tyłu.
Szybko przetarłam oczy. Poczułam na moim policzku jego miękkie wargi.
-
Dzień dobry aniołku – wyszeptał do mojego ucha.
Odpowiedziałam
mu tym samym. Odchrząknęłam.
-
Myślałem, że to tylko był kolejny piękny sen, że wyśniłem sobie ciebie kolejny
raz… Widzę, że wygodnie ci się chodzi w piżamie – powiedział odkręcając mnie do
siebie.
- Ty
także masz na sobie piżamę – powiedziałam wskazując na jego szary dres i biały
podkoszulek.
- Nie
ważne… Co tam rob… - przerwał i spojrzał na mnie ponownie – Ej płakałaś?
- Co?
Nie, tylko ci się wydaje.
- Nie
lubię kłamczuchów, a szczególnie, jeżeli są nimi takie piękne anioły jak ty.
- powiedział i usiadł na krześle – No,
to co się stało?
- Nic…
- skłamałam z uśmiechem.
-
Kłamiesz…
- Skąd
to wiesz?
-
Widać to w brązowych twoich oczach Violu.
- Och…
- No,
co się dzieje?
- Po
prostu źle spałam.
- Aha…
Okej - powiedział i złapał plasterek ogórka z półmiska.
Po
chwili do kuchni weszła Francesca razem z Lily, która była owinięta w kocyk.
Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich.
-
Kocham cię Lily – wyszeptałam dziewczynce, która cały czas uśmiechała się.
Czasami wydaje mi się, że ona rozumie co do niej mówię.
Diego
wszedł do kuchni razem z Jamesem na rękach.
-
Zobacz, wujek Leon i ciocia Violetta tutaj są – powiedział do chłopczyka.
Podeszłam
do niego i przywitałam się z nim, a następnie zapytałam, czy mogę wziąć jego
syna na ręce. Mężczyzna skinął głową.
-
Teraz pójdziesz na chwilę do cioci, a tatuś pójdzie do wujka.
Uśmiechnęłam
się do chłopczyka.
-
Kobiety… - westchnął Leon razem z Diego - Dać takiej tylko dziecko, a nie widzi
nic innego – zignorowałyśmy z Francescą słowa chłopaków.
James
uśmiechał się do mnie i złapał za moje policzka swoimi dłońmi, na co się
zaśmiałam.
-
Cześć słodziaku – powiedziałam do niego z uśmiechem.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Kilka dni później
Właśnie
weszłam do domu moich rodziców. Zapytałam się Francescę, czy zaopiekuje się
moją siostrą, a ona się zgodziła. Zapytała mnie wcześniej, gdzie zamierzam iść,
więc odpowiedziałam jej, że idę odwiedzić moją mamę. Z moich obliczeń wynika,
że ojca nie ma w domu. Powoli i niepewnie weszłam do środka.
-
Jeżeli ona nie wróci, to zabiję cię…
Usłyszałam
szept zza ściany, o którą się oparłam.
-
Nigdy – usłyszałam jęk mojej mamy – Nigdy… nie-nie pozwo-nie pozwolę, by
wróciła d-do nas.
Usłyszałam
uderzenie, które było trzecim z kolei, odkąd weszłam do domu. Po chwili kolejny
jęk mojej mamy.
-
Zdechniesz! – nie mogłam już dłużej tego słuchać.
Już
miałam się odwrócić i wyjść z domu, gdy…
- Och!
A jednak się pojawiła! Jednak pożyjesz jeszcze troszkę.
Mój
ojciec pociągnął mnie za włosy. To był błąd, że tutaj przyszłam. Po chwili
leżałam już na podłodze cała w sińcach. Poczułam jak po mojej wardze spływa coś
dziwnego. Powoli podniosłam swoją obitą rękę i dotknęłam swoich ust. Krew.
Zamknęłam oczy. Poczułam, jak mężczyzna kopie mnie, a po chwili okropny ból.
Nie mam już siły. Dotknęłam powoli mojego brzucha i przejechałam po nim ręką.
Gdy go dotknęłam poczułam straszne pieczenie, gdy opuszki moich palców
przejechały po szerokiej szramie. Zamknęłam oczy, gdy poczułam w nich okropne
kłucie. Mężczyzna kopnął mnie jeszcze kilka (jak nie kilkanaście) razy.
Po
chwili usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy, a po moim policzku
spłynęła łza. Mój ojciec upadł kilka metrów przede mną. Moja mama stała przed
nim i patrzyła na niego. Mężczyzna stracił przytomność. Kobieta wyszeptała
tylko słowa To koniec twoich rządów i
szybkim krokiem podeszła do mnie. Miałam problem, by złapać oddech. Brałam
małe, ale szybkie wdechy. Trzymałam swoją rękę na rozciętym brzuchu, z którego
wypływała krew i płynęła czerwonym strumieniem, zostawiającym ślad
-
Mamo… - jęknęłam półprzytomna.
-
Córeczko… - powiedziała i położyła moją głowę na swoich kolanach.
Jęknęłam
i zwinęłam się w kłębek.
-
Policja… - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
- Co?
A! Tak. Już. – powiedziała wycierając swoje policzki pełne łez, a następnie
wstała – Zadzwonię i za chwilkę wracam – oznajmiła.
Wstała
z podłogi i podłożyła pod moją głowę poduszkę. Delikatnie próbowałam się
unieść, ale to było na marne.
Kurwa!
Dlaczego
nie posłuchałam mojej matki i tutaj wróciłam?! Dlaczego? Ponieważ ją kochasz i nie wybaczyłabyś sobie, gdyby odeszła
powiedziało moje sumienie.
Spróbowałam
jeszcze raz i tym razem udało mi się podnieść. Przełknęłam ślinę. Znowu stres.
Te kilka dni były dla mnie magiczne. A teraz już nie mam siły… To czas, by
odejść. Mam nadzieję, że tam na górze znajdzie się dla mnie miejsce… Odwróciłam
się plecami do mężczyzny, który jest niestety moim ojcem. Wytarłam łzę, ale nie
mogłam pohamować szlochu. Wzdrygnęłam się czując czyjeś ciało dotykające moich
pleców. Po chwili poczułam na mojej szyi coś zimnego.
-
Tylko się rusz, a urżnę ci gardło – usłyszałam głos mężczyzny przy moim uchu.
Cholera…
-
Policja już… - moja mama stanęła w progu w ogromnym szoku – Odsuń się.
- A
tylko podejdź, to podetnę jej gardło – powiedział wbijając w moje ramię swoje
palce.
Zamknęłam
oczy.
Przepraszam…
Niech tam na górze będą mi wybaczone grzechy…
-
Wybacz mi mamo… - wyszeptałam i zamknęłam oczy.
Do
środka wpadli policjanci. Gdy zobaczyli sytuację zatrzymali się.
-
Odłóż to! – krzyknął któryś z nich do mojego ojca.
- Nie
ruszać się, bo ją zabiję! – warknął i przejechał swoją dłonią po moim policzku.
Nie
mam już siły uciekać. Zamknęłam oczy i czekałam na swoją śmierć.
Nóż
był coraz bliżej mojej skóry.
Po
chwili usłyszałam tylko kolejny raz dźwięk tłuczonego szkła. Nie czułam już
ostrego narzędzia przy mojej skórze. Niestety mężczyzna zdążył przejechać
ostrym przedmiotem po całej długości od mojego ramienia aż po nadgarstek. Krew
zaczęła ponownie spływać po moim ciele, mimo że z poprzednich ran nadal nie
przestawała kapać.
Upadłam
na ziemię i zaczęłam powoli oddychać.
-
Violetta!
Usłyszałam
tylko krzyk.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Leon
Przejechałem
do mojego brata i jego żony. Kogo ja okłamuję? Przyjechałem tutaj, żeby
zobaczyć się z Violettą. Wpadłem do domu. W salonie zastałem Fran razem z Lily
i Jamesem. Gdy dziewczyna mnie zobaczyła spojrzała uśmiechem.
- Hej.
Jest Violetta? – zapytałem.
- Nie
ma jej tutaj. Zapytała się, czy zaopiekuję się Lily i poszła do…
Dziewczyna
zatrzymała swoją wymowę, jakby powiedziała o kilka słów za dużo. Podniosłem
brew.
-
Gdzie?
Nie
odpowiedziała.
-
Gdzie jest Violetta? – zapytałem powoli zaczynając się denerwować.
Znów
cisza.
-
Francesca, gdzie do cholery jest Violetta?
Nie
odezwała się słowem.
Próbowała
wstać z kanapy i przejść do innego pokoju próbując mnie zignorować. Niestety
nie udało się jej to. Posadziłem ją na krześle i oparłem na nim dłonie tak, by
dziewczyna nie miała, jak uciec.
-
Ostatni raz – powiedziałem – Gdzie jest Violetta?
Znowu
cisza. Zero. Nic nie opowiada.
-
Odpowiedz mi do cholery! – krzyknąłem.
-
Poszła do domu jej rodziców odwiedzić mamę – powiedziała wystraszona.
-
Kurwa! – powiedziałem.
Podniosłem
się i wybiegłem z domu. Nawet nie fatygowałem się, żeby wsiąść do swojego
samochodu, tylko zacząłem biec. Przecież wiedziała, że jeżeli wróci do domu, to
czeka ją pewna śmierć! Wszystko działo się tak powoli. Czas jakby stanął w
miejscu. Niby biegłem, ale nie odczuwałem tego. Byłem strasznie zdenerwowany. Dlaczego tam poszła? Życie jej nie jest
miłe? Z moich rozmyślań wyrwała mnie inna myśl Szybciej kurwa!
Przed
domem jej rodziców ujrzałem samochody policyjne. Nic się teraz nie liczyło,
oprócz tego co się dzieje z Violettą. Wpadłem do środka domu. Usłyszałem dźwięk
tłuczonego szkła. Wpadłem do salonu. Krew była rozmazana na podłodze. Wszystko
działo się jakby w spowolnieniu. Ujrzałem upadającą na ziemię dziewczynę. Była
cała we krwi. Zaczęła powoli oddychać. Odpływała powoli do innej krainy.
-
Violetta! – krzyknąłem.
Próbowałem
do niej podbiec, ale nie zatrzymali mnie mężczyźni.
-
Jestem lekarzem do cholery! – szarpałem się.
Mężczyźni
puścili mnie. Podbiegłem do niej i do jej matki, która trzymała ją i próbowała
zatrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Kucnąłem przy ledwo przytomnej
Violetcie. Kobieta podała mi ją w ramiona.
-
Apteczka, gorąca woda, bandaże, spirytus, wszystko co ma pani pod ręką. Tylko
błagam szybko!
Kobieta
przyniosła szybko rzeczy, o które prosiłem. Zacząłem bandażować, a wcześniej
obmywać rany spirytusem, wodą nie wiem! Teraz to nie było ważne czego używałem.
Nalałem na wacik spirytus. Dziewczyna głośno syknęła, gdy przyłożyłem wacik do
jej rozciętych ran. Gdy chciałem kolejny raz przyłożyć gazik dziewczyna
odezwała się.
- Nie!
Już nie! Błagam! Boli! – zaczęła się szarpać.
-
Jeszcze tylko raz – powiedziałem i przyłożyłem wacik.
Kolejny
krzyk z jej strony.
Obwinąłem
ją bandażem.
Podczas,
gdy wykonywałem swoją pracę mężczyźni zabrali ojca dziewczyny. Mama Violetty
kucnęła przede mną.
-
Violu… - szepnęła.
-
Wybacz mi mamo… - wyszeptała i zamknęła oczy.
Gdy
tylko to zobaczyłem wystraszyłem się.
- Nie,
nie, nie! Violetta nie zamykaj oczu! No już! Obudź się! – powiedziałem sprawdzając jej puls, który
zanikał – Nie idź w stronę światła! Błagam…
Zacząłem
robić jej masaż serca, aż do czasu, gdy znowu poczułem jego bicie.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Kilka tygodni później
Violetta
Uchylam
moje powieki.
Razi.
Tak
strasznie razi.
Zamknęłam
powieki, a po chwili otworzyłam je ponownie.
Przy
moim łóżku ujrzałam moją mamę.
-
Mama… - szepnęłam ledwo słyszalnie.
-
Violu.
-
Razi…
- Nic
nie mów.
Do
sali wpadli lekarze. Po wszystkich pytaniach byłam zmęczona. Wszystko
zniszczyłam.
-
Śpij. Pewnie jesteś zmęczona.
Zamknęłam
powieki.
Zasnęłam.
Tym
razem już bezpieczna.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Pół roku później
Moje
wszystkie rany zniknęły. Nie ma ani jednej blizny. Nie mam pojęcia jakim cudem
nie ma żadnego śladu.
Mama
zamieszkała ze mną. Wynajęłam małe mieszkanie. Na razie nam starcza. Ja
studiuję wieczorami, a rano pracuję, by zarobić cokolwiek. Ojca wsadzili i
skazali na pięć lat pozbawienia wolności. Moja mama także pracuje, ale na
szczęście znalazła taką pracę, że może mieć ze sobą w pracy Lily.
Zadzwoniłam
do Leona Tak, jak proponował mi ostatnio, chciałam potwierdzić nasze spotkanie.
Mimo, że pojechał już do siebie i nie jest już tu w mieście. Po chwili odebrał.
-
Halo?
Niestety
po drugiej stronie usłyszałam damski głos. Moje serce zatrzymało na chwilę swój
rytm. Przełknęłam ślinę
- Czy
jest Leon? – zapytałam niepewnie.
-
Halo? Kto mówi? – zapytała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
-
Violetta… A pani?
-
Jestem Melanie. Violetta? Jaka Violetta?
-
Znajoma Leona. Byliśmy umówieni z Le… - kobieta przerwała mi.
- Leon
w tej chwili bierze prysznic.
- A
czy mogła, by pani powiedzieć, że… - przerwała mi.
- Nie
znam żadnej Violetty.
- Ale…
- kobieta ponownie mi przerwała.
-
Niech pani już więcej na ten numer nie dzwoni.
- Ale…
-
Proszę dać spokój mojemu narzeczonemu i już nigdy więcej do niego nie dzwonić.
Kobieta
rozłączyła się.
-
Dobrze… - wyszeptałam.
Odłożyłam
mój telefon na bok. Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę.
Jak
to? Przecież to niemożliwe… Powiedziałby mi prawda?
Dziwne…
Jeżeli
jesteśmy tylko przyjaciółmi, to nie powinno mi to przeszkadzać, prawda?
To boli. Bardzo boli.
Wzięłam
do ręki telefon. Zadzwonić do niej, czy nie zadzwonić? Tyle pytań, a na żadne z
nich nie otrzymam odpowiedzi. Jednak wybrałam do niej numer. Już po trzech
sygnałach usłyszałam jej głos. Niezawodna
przyjaciółka pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.
-
Halo?
-
Francesca?
- Tak?
– zapytała.
-
Spotkajmy się. Muszę się napić. I nie mówię tutaj o soku pomarańczowym.
-
Przyjdź o dziewiętnastej.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Gdy
wybiła dana godzina, ubrałam się ładniej i pożegnałam z moją mamą i Lily.
Ruszyłam pod domu Fran i Diego. Podobno Francesca spławiła Diego razem z
Jamesem, by pojechali do Leona. No tak… Co z tego, że mieszka w innym mieście,
które jest oddalone o kilkadziesiąt kilometrów? Przywitałam się z dziewczyną i
poszłam za nią do salonu.
- Co
się stało? – zapytała.
-
Wiesz, że Verdas ma narzeczoną? – zapytałam przybita.
- Nie,
z tego co wiem, to Diego ma mnie, a ja jestem jego żo… Czekaj! Mówisz o
Leonie?! Że niby on ma narzeczoną?! To nie jest możliwe! – zaczęła gadać sama
do siebie – Nie, to nie jest możliwe!
-
Możliwe… - wyszeptałam, gdy Francesca nalała wina do kieliszków.
- Ale…
- zaczęła.
Przerwałam
jej.
-
Zadzwoniłam do Leona… Tak, jak proponował mi ostatnio, chciałam potwierdzić
nasze spotkanie.
- I?
-
Odebrała kobieta.
- Nie…
- powiedziała.
Kiwnęłam
głową.
- I
co? – zapytała.
-
Powiedziała, że… że jest jego narzeczoną i Leon w tym momencie bierze prysznic.
Rozumiesz? Brał prysznic, a ona była w jego domu. Ciekawe dlaczego nic nam nie
powiedział… Bo nie powiedział, prawda? – zapytałam niepewnie.
Francesca
podniosła się. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Co?
– zapytałam zaskoczona.
-
Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie do drzwi – Już ja sobie z nim pogadam –
powiedziała.
- Nie
rób żadnych głupot – powiedziałam, próbując zatrzymać nas obie, ale ona nie
ustępowała.
-
Jedziemy powiedziałam, i to już!
-
Błagam, powiedz mi, że nie piłaś nic z tego kieliszka – powiedziałam niepewnie.
- Nie
piłam, ale chyba to zrobię – powiedziała kierując się w stronę salonu, gdzie
zostawiłyśmy kieliszki pełne wina.
Poleciałam
za nią i przechyliłam jej kieliszek. Skrzywiłam się po chwili. Francesca nic
się powiedziała, tylko zawróciła w stronę wyjścia. Wsiadłyśmy do samochodu. No
tak… Co z tego, że Leon mieszka ponad pięćdziesiąt kilometrów stąd? Nic.
Przecież Francesca jeździ na terenie zabudowanym 120 km/h, co jest przecież
CAŁKOWICIE NORMALNE!
-
Zabijesz nas – powiedziałam trzymając kurczowo pasy.
- Nie.
Tylko jedna osoba zginie. Zabiję jego.
Po
trzydziestu minutach byłyśmy pod domem Leona. Wysiadłam z samochodu. Kto jej
dał prawo jazdy?! Nigdy nie wsiądę już do tego samochodu.
- Kto
ci dał prawo jazdy?
Nie
odpowiedziała na to pytanie. Zupełnie, jakby go nie słyszała.
Wparowała
do domu Leona ciągnąc mnie za sobą. Narobiła krzyku…
- Masz
narzeczoną?!
- Co?
– zapytał szatyn
-
Wszyscy jesteście tacy sami! – powiedziała Włoszka.
- Ty –
wskazała na Leona – jestem na ciebie oficjalnie obrażona, a ty – wskazała na
Diego – jak wrócisz do domu, śpisz na kanapie! Wychodzimy! – powiedziała i
pociągnęła mnie za rękę.
-
Violu – usłyszałam głos Leona.
Wyszłyśmy.
Usłyszałam jeszcze tylko głos szatyna.
- Co
jej odbiło?! Jaka narzeczona?!
-
Melanie… - wyszeptałam.
Chłopak
chyba to usłyszał, bo wyleciał za nami. Niestety byłyśmy już w samochodzie.
Francesca ruszyła, płynnie zmieniając biegi. Leon przez chwilę biegł za
samochodem. Po chwili w lusterku ujrzałam coś, czego wolałam nie widzieć.
Leon.
Samochód.
Uderzenie.
Krzyk.
W tym
czasie moje serce pękło. Rozsypało się w drobny mak. Leon został potrącony
przez czerwone Ferrari. Francesca gwałtownie zahamowała i wydała z siebie przeraźliwy
krzyk.
Wybiegłyśmy
z samochodu. Rzuciłam się na kolana. Teraz nie było ważne to, że zedrę skórę i
będę miała całe czerwone kolana. Mężczyzna wysiadł z samochodu. Widząc całą
sytuację zadzwonił po karetkę. Ujrzałam podbiegającego do nas Diego z Jamesem
na rękach. Francesca podbiegła do niego.
Wzięłam
Leona w swoje ramiona. Oddychał. Odetchnęłam.
-
Dlaczego to zrobiłeś– zapytałam odgarniając jego grzywkę z czoła.
-
Ludzie robią różne rzeczy… z miłości – spojrzałam na niego zdziwiona – Kocham
Cię aniołku – uśmiechnęłam się - Widzisz zamieniliśmy się miejscami –
powiedział biorąc ciężki wdech - kilka miesięcy temu, to ja ciebie ratowałem.
Teraz ty to robisz kochanie – powiedział kładąc swoją dłoń na moim policzku –
Jesteś śliczna i pamiętaj o tym – zamknął oczy, ale wciąż jeszcze oddychał.
-
Teraz to ty nie idź w stronę światła – powiedziałam uśmiechając się – Karetka
podjechała zaraz będziesz w szpitalu.
-
Kocham. Pamiętaj o tym – wyszeptał.
Karetka
podjechała i zabrała Leona.
Kocham.
Kocham…
kocham… kocham… kocham…
A czy
ja kocham?
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Dwa dni później
Szpital
Tak –
wszyscy są pewnie ciekawi co „Tak”?
Tak,
ja też kocham.
Uświadomiłam
to sobie, gdy przebrnęłam przez drzwi szpitala. Życie Leona wydawało mi się
ważniejsze od mojego. Na tym polega miłość, prawda? Chcesz, by wszystko było
lepsze dla tej drugiej osoby. Pragniesz, by wszystko, co dobre trafiło się
właśnie tej drugiej osobie. Rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo nie było.
Miałam zakaz wstępu do sali, ponieważ nie jestem ani kimś bliskim, ani osobą
rodziny. Wkradłam się do sali. Odwróciłam się, by zamknąć ponownie drzwi.
Odwróciłam się w stronę łóżka, ale przeżyłam szok.
- To
ty nie jesteś w śpiączce? – zapytałam.
- No,
jak widać nie – powiedział z uśmiechem – Obudziłem się dzisiaj rano.
Podeszłam
do łóżka, a następnie usiadłam na nim. Uśmiechnęłam się do niego.
-
Jesteś tu… - powiedział i położył swoją rękę na mojej. Drugą miał w gipsie.
-
Jestem. Nie mogłam zostawić mojego przyjaciela samego.
-
Kocham Cię.
- Nie
mów mi tego. Zostaw te słowa dla swojej narzeczonej – powiedziałam kładąc dłoń
na jego policzku.
- Nie
mam jej.
-
Racja. Nie ma jej tutaj… Pewnie załatwia sprawy ze ślubem. Mam nadzieję, że
będę mogła być na ślubie – powiedziałam sztucznie się uśmiechając.
-
Tylko mi nie mów, że myślałaś, że…
-
Myślałam i myślę, że powinieneś mi powiedzieć coś o swojej narzeczonej…
Melanie.
-
Melanie jest tylko i wyłącznie…
-
Twoją narzeczoną, tak.
- Och,
czy ty nie potrafisz się zamknąć?! – zapytał zdenerwowany – Ona jest tylko moją
sąsiadką i przyszła wtedy po cukier.
- Tak,
a ty wtedy akurat brałeś prysznic.
- Nie,
poszedłem wtedy po opakowanie cukru do kuchni. Została wtedy w salonie. Zrozum,
że ona nic nie znaczy. A ty…
- A ja
jestem przyjaciółką.
-
Kocham Cię. Ty znaczysz o wiele więcej.
-
Czyli to była tylko sąsiadka? – zapytałam dla upewnienia
- Tak!
– powiedział.
- A ja
jestem kimś więcej?
- Tak.
- Nie
mam Ci nic do zaoferowania oprócz miłości. Jestem biedna i znasz moją
przeszłość. Byłeś świadkiem tego, że ojciec mnie…
- To
nie jest ważne. Ważne jest to, że cię kocham. Widzisz tę książkę? – zapytał
wskazując zdrową ręką na szafkę, gdzie była książka – Weź ją i otwórz -
uchyliłam ją i zobaczyłam kartkę – Weź ją – wyjęłam ją – Przeczytaj.
Violetto!
Wiem, że to może głupie, ale podczas, gdy miałem sny z tobą marzyłem, że
kiedyś poznam dziewczynę podobną do tego anioła ze snu. Moje marzenie się nie
spełniło. Poznałem anioła, który był identyczny, jak ten ze snu. Poznałem
Ciebie. Jesteś taka śliczna, że ciężko oderwać od Ciebie wzrok. Widząc Cię moje
serce przyśpiesza i zaczynam widzieć świat w kolorach. Jesteś śliczna.
Pamiętam, jak zobaczyłem Cię w domu Diego i Francesci. Byłaś strasznie
zdenerwowana. Wystarczyło tylko jedno krótkie spojrzenie, a moje serce
przyspieszyło swój rytm i zaczęło bić tym samym tempem, co Twoje. Serce…
Myślałem, że to tylko mięsień poprzecznie prążkowany, budujący serce – myliłem
się. To coś, co mówi, czy zrobiłeś dobrze, czy źle… Czy wybrałeś odpowiednią
osobę… Ja wiem, że wybrałem odpowiednio. Chciałbym Cię zapytać, czy…
- Czy
zostaniesz moja już na zawsze? – zapytał kładąc dłoń na moim kolanie.
Nic
nie mogłam powiedzieć. Kiwnęłam tylko głową.
- Tak
– szepnęłam.
-
Wiesz odkryłem jedną rzecz, a właściwie dwie. Są dwie rzeczy, których mężczyzna nie
potrafi ukryć.
- Jakie?
- Kiedy jest pijany i
zakochany.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Kilka miesięcy później
Dzisiaj…
Dzisiaj biorę ślub. Wszystko poszło szczęśliwie. Właśnie składamy sobie
przysięgi. Dzisiaj oficjalnie zostanę żoną Leona.
- Ja Leon Verdas biorę sobie ciebie Violetto za
żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie
opuszczę Cię aż do śmierci…
- Ja Violetta Castillo biorę sobie ciebie
Leonie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że
nie opuszczę Cię aż do śmierci…
Nałożyliśmy na swoje palce obrączki.
-
Możesz pocałować pannę młodą – oznajmił ksiądz.
Poczułam
jego delikatne wargi. Uśmiechnęłam się i oddałam pocałunek.
- Moja
żona – wyszeptał do mojego ucha.
Cztery lata później
Urodziłam
Leonowi dwójkę dzieci. Mała Tini i Jorge, czyli bliźniaki. Mają już trzy lata. Cieszę
się, że ich mam. Bez nich moje życie nie byłoby takie piękne. Tini jest śliczną
szatyneczką i ma kolor oczu po tacie, a Jorge ma oczy po mamie i włosy po
tatusiu. Jutro mój ojciec wychodzi z więzienia. Po długich rozmowach z moją
rodziną i moim mężem stwierdziłam, że dzisiaj się do niego udam.
-
Jesteś pewna? – zapytał Leon, żeby się upewnić.
- Tak…
- powiedziałam łapiąc go za rękę.
Weszliśmy
do środka. Przy stole siedział mój ojciec i czekał na mnie. Usiadłam naprzeciwko
niego. Stresuję się.
A co jeśli mnie nie pozna?
Co jeśli nie będę w stanie i po kilku
sekundach odejdę?
Odwróciłam
głowę i spojrzałam na Leona, który posyła mi delikatny uśmiech. Przełknęłam ślinę.
-
Tato… - zaczęłam.
-
Violetta…
Mężczyzna
spojrzał na mnie w szoku. Nie mógł uwierzyć, że tutaj byłam. Wyciągnął w moją
stronę rękę. Mężczyźni znajdujący się w pokoju podeszli w ekspresowym tempie do
stolika i zatrzymali jego ruchy.
-
Zostawcie go. – powiedziałam, a mężczyźni oddalili się.
Mężczyzna
złapał mnie za rękę i obserwował moją reakcję. Uśmiechnęłam się do niego.
- Violu…
Jesteś tutaj.
- Tato…
-
Wybacz córciu – powiedział.
-
Wybaczam… - uśmiechnęłam się delikatnie.
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Kilka lat później
Mój
ojciec wyszedł z więzienia kilka dni po tym, jak go odwiedziłam. Poznał swoje
wnuki i zięcia. Moja mama nie mogła wyjść z podziwu, że ten mężczyzna tak bardzo
zmienił się na dobre. Lily, na początku się go bała, ale później nie mogła
rozstać się ze swoim ojcem. Moja siostra ma już 13 lat. Wszystko potoczyło się
bardzo dobrze. Pomogłam przywrócić mojemu ojcu firmę i teraz wszyscy żyjemy
długo i szczęśliwie. Czasem zdarzają się happy endy. Nie ważne jaki masz start.
Jeśli masz życie, to masz bardzo dużo.
Violetta
❤
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥
ღ♥ ღ♥ ღ♥ ღ♥
Hejka!
I jak one shot?
Podoba się to, co jest tam u
góry?
Mam nadzieję, że chociaż może
być 😊
Jeszcze raz bardzo Wam
dziękuję za te 30 000 wyświetleń!
Buziaki
Miss Blueberry
Maddy
OdpowiedzUsuńKomentarz niżej.
UsuńNa szczęście jest happy end.
Cudowny! ❤❤
Mrs. Devil
OdpowiedzUsuńDiana xox
OdpowiedzUsuńVicky
OdpowiedzUsuńEva Eva
OdpowiedzUsuńAsia Blanco
OdpowiedzUsuńCudowny one shot.
UsuńCieszę się, że jest happy end.
Kiedy rozdział?
Asia Blanco
Rozdział pojawi się w kolejny weekend...
UsuńPozdrawiam
Miss Blueberry
Tilaa
OdpowiedzUsuńCudowny😍😍
UsuńNormalnie nwm...😍👑
Wzruszający OS😭😭
Czekam na rozdział
Buziam
Tila
Tinita Blanco
OdpowiedzUsuńLaura Comello
OdpowiedzUsuńCudownyyy one shot!
UsuńW pewnych momentach chciało mi się płakać.
Świetna opowieść <3 Wzruszająca.
Czekam na o wiele więcej OS twojego autorstwa :)
julia verdas
OdpowiedzUsuńMrs. Darkness
OdpowiedzUsuńAj, cudowny 😃
UsuńW niektórych momentach aż chciało mi się płakać.
Jest happy end czyli to co kochaam❤❤
Czekam na więcej takich perełek 😉😀
Buziaczki 😘😘
Ps. Zapraszam do mnie na rozdział 😉
Lady Fabulous
OdpowiedzUsuńGratulacje za te 30 000 wyświetleń. Zasłużyłaś ❤
UsuńWow Wow Wow! Muszę ci powiedzieć, że jest cudowny. Super. Perełka. Smutna historia z pięknym happy endem.
Emily
OdpowiedzUsuńRóża Ben
OdpowiedzUsuńAgnieszka Gajos
OdpowiedzUsuńPositivamente Fresa Loco
OdpowiedzUsuńMarta
OdpowiedzUsuńMarysia
OdpowiedzUsuńJuz gdy zobaczylam ten gif z Titanic'a wiedzialam, ze to bedzie cos pieknego!
UsuńNie pomylilam sie!
Cudny OS, moge powiedziec ze bez watpienia efekt jest zadawalajacy, a nawet bardziej, widac ile pracy w to wlozylas.
Pozdrawiam, i do nastepnego,
Marysia❤
Mar tyna
OdpowiedzUsuńAlexi
OdpowiedzUsuńLoren Lin
OdpowiedzUsuńKylix
OdpowiedzUsuńkropeczka123
OdpowiedzUsuńallyx
OdpowiedzUsuńMer Lune
OdpowiedzUsuńMiranda
OdpowiedzUsuńCudowny jak zawsze
UsuńCudowny!
OdpowiedzUsuńGratulacje za te 30 000 wyświetleń. Zasłużyłaś ❤
OdpowiedzUsuńWow Wow Wow! Muszę ci powiedzieć, że jest cudowny. Super. Perełka. Smutna historia z pięknym happy endem.
To jest jeden z najlepszych one shotów jakie czytałam <3
OdpowiedzUsuńCUDOWNY!!!
WSPANIAŁY!!!
SUPER!!!
GRATULUJE 30 000 wyświetleń. Zasłużyłaś na nie :*<3
Teraz dopiero go znalazłam 😍
OdpowiedzUsuńPrzepiękny jeden z najlepszych one shot'ów jakie kiedykolwiek czytałam 💝
Naprawdę 😘
Gratuluję
Teraz dopiero go znalazłam 😍
OdpowiedzUsuńPrzepiękny jeden z najlepszych one shot'ów jakie kiedykolwiek czytałam 💝
Naprawdę 😘
Gratuluję
Cudowny miśka
OdpowiedzUsuń