sobota, 28 stycznia 2017

One shot - Wigilia

Bardzo dziękuję za 30 000 wyświetleń.
Zapraszam na one shot'a :)




Bardzo szybko uchylam moje powieki, a następnie podnoszę się z mojego łóżka. Mała znów płacze… Jak najszybciej podchodzę do jej łóżeczka i wyjmuję ją z niego. Zaczynam ją tulić do swojej piersi i cichutko szeptać, chociaż i tak wiem, że dziewczynka nic nie zrozumie ani mi nie odpowie.
- Proszę, kochanie nie płacz… - szepczę, a w moich oczach pojawiają się łzy, ponieważ wiem, że znowu będzie cyrk, a ja zostanę boleśnie pobita. Sięgnęłam po butelkę z mlekiem. Jest pusta… - Malutka… błagam… cichutko – wyszeptałam kołysząc się z nią w ramionach.
Kilka sekund później usłyszałam, jak kluczyk w drzwiach przekręca się. Po chwili usłyszałam, jak ten bezlitosny człowiek otwiera drzwi, a następnie je szybko i bardzo głośno zatrzaskuje. Lily jeszcze głośniej zaczęła płakać. Zamknęłam oczy i cicho westchnęłam. Czekałam na to, co ma się za chwilę wydarzyć. Poczułam szarpnięcie, więc uchyliłam moje powieki. Wstrzymałam oddech. Ujrzałam przede mną mężczyznę, którego obawiałam się tutaj zobaczyć, gdy tylko dziewczynka zaczęła płakać. Spojrzałam na niego. Moje serce zaczęło strasznie szybko bić.
- Jeżeli nie uciszysz tej gówniary, to sam się nią zajmę i nie będzie się już wcale wydzierać – krzyknął. Odłożyłam płaczące dziecko do jej łóżeczka.
- Ona jest głodna – wyszeptałam, najciszej, jak umiałam.
- To ją nakarm! – krzyknął.
- Nie mam w sobie pokarmu, ponieważ to nie jest możliwe.
- To daj jej jeść z butelki, bo jeżeli nie, to… - przerwał mu kolejny krzyk małej. Podszedł do niej i pochylił się nad nią.
- Nie dotykaj jej – powiedziałam podchodząc i zasłaniając mają swoim ciałem – Uderz mnie, nie ją. Ona nic złego nie zrobiła, jest tylko małym nic niewinnym dzieckiem. Jeżeli chcesz kogoś uderzyć, to niech będę to ja, a nie ona. Błagam.
Już po kilku sekundach poczułam jego pięść na mojej szczęce. Upadłam na podłogę i dotknęłam swojej dolnej wargi, ponieważ poczułam w ustach metaliczny smak. Przetarłam zakrwawioną wargę moją ręką.
- Idź i zrób jej jedzenie – powiedział wychodząc z pokoju.
Podniosłam się. Szybko zbiegłam na dół i zaczęłam robić jedzenie dla dziewczynki. Gdy mleko było o odpowiedniej temperaturze, wlałam je do butelki i popędziłam na górę. Przy moim pokoju czekał już ten mężczyzna. Weszłam do pokoju, a on mnie w nim zamknął na kluczyk. Podeszłam do łóżeczka Lily i wyjęłam ją z niego. Usiadłam na fotelu i przyłożyłam jej do różowiutkich ust buteleczkę. Zaczęła ją ssać. Gdy stwierdziłam, że już jej wystarczy, odłożyłam w połowie pustą butelkę na stoliku i przez chwilkę pochodziłam z nią, by jedzenie mogło jej się ułożyć i by mała nie zakrztusiła się w nocy. Zgasiłam światło w pokoju i odłożyłam ją, wcześniej całując ją w małą główkę. Położyłam się do swojego łóżka. Niestety nie mogłam zasnąć przez myśli, które mnie dopadły…
Jutro wigilia… Wszyscy tego dnia powinni się cieszyć z dobrej nowiny…
Pewnie znowu spędzę dzień zamknięta w pokoju, albo kolejny raz będę świadkiem tego,
że ten mężczyzna będzie się świetnie bawił krzywdząc wszystkich wokoło, łącznie z nami…
Dlaczego ja nie mogę doznać chociaż odrobinki szczęścia?
Czy zostałam stworzona tylko po to, by cierpieć i widzieć smutek u innych moich bliskich?


Spojrzałam w niebo

Wiem, że nie rozmawiamy ostatnio za często…
Wiem, że zaniedbałam to, ale sam widzisz, że jest mi ciężko…

Wiem, że może proszę o zbyt wiele…
Wiem, że może to za wiele…
Ale pozwól mi żyć choć jeden dzień, jak normalna osoba…
Pozwól mi zabłyszczeć chociaż raz na niebie jak ozdoba…

I daj mi poczuć chociaż raz od tego kogoś miłość…
Chcę poczuć od tej osoby dbałość o mnie i czułość …

Jeżeli proszę o zbyt wiele…
To poproszę tylko o dobre dzieciństwo dla tego maleństwa…
A sama dojdę do swojego zwycięstwa…


Zamknęłam moje powieki.
Niszczysz nasze życie ojcze…

24 grudnia

Obudziłam się wcześnie rano. Uśmiech. To coś, co gości na mojej twarzy od bardzo, bardzo dawna… Miałam taki piękny sen… Ostatnio wyśniłam sobie chłopaka… Może nie jest idealny, ale przynajmniej, gdy śpię, to przy nim jestem bezpieczna, mimo, że jest to tylko moja wyobraźnia. Jest przystojny. Ma ciemne włosy… Mówiąc wprost:
Jest szatynem…
Na jego policzkach pojawiają się dołeczki, gdy się uśmiecha…
Ma śliczne, zielone oczy…
No cóż… Taki chłopak istnieje tylko w moich snach.
Podniosłam się, a następnie zajrzałam do łóżeczka małej. Miała otwarte oczka i uśmiechała się do mnie. Posłałam jej uśmiech, a następnie wzięłam w swoje ramiona.
- Hej maluszku. Co tam? – zapytałam, choć wiedziałam, że mi nie odpowie.
Dziewczynka powstała mi tylko kolejny uśmiech i zaczęła się wiercić moich ramionach. No tak komuś tutaj chce się znowu jeść.
- Jesteś głodna? – zapytałam – Po co ja się właściwie pytam…
Wzięłam do połowy pustą butelkę (lub jak ktoś woli do połowy pełną). Na szczęście mleko nie było lodowate. Usiadłam na fotelu i przystawiłam butelkę do jej malusieńkich usteczek. Dziewczynka zaczęła powoli brać małe łyki. Gdy butelka była już pusta odstawiłam ją na stolik. Przewinęłam Lily i założyłam na nią nowe ubranka. Zaczęłam powoli głaskać ją po malutkich pleckach. Odłożyłam ją do mojego pościelonego kilka minut wcześniej łóżka. Właśnie uświadomiłam sobie, że to dzisiaj jest wigilia. Pochyliłam się nad dzieckiem. Mimo, że mała jeszcze nic nie zrozumie, to wyszeptałam do niej świąteczne życzenia.
- Wesołych świąt kochanie – powiedziałam i zaczęłam głaskać ją po jej malusieńkim brzuszku. Dziewczynka zaczęła cicho się śmiać.
Drzwi delikatnie się otworzyły. Po drugiej stronie pojawiła się moja mama. Kobieta oparła się o komodę, gdzie leżą wszystkie rzeczy potrzebne dla Lily: puder, pieluchy i inne rzeczy. Mama spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem. Miała rozciętą wargę. Znowu ją uderzył. Moje serce pęka coraz bardziej. Wszyscy ludzie, których kocham są krzywdzeni przez mojego ojca… Kiedyś, gdy będę miała wystarczająco dużo siły, to uwolnię się z tego domu i zaznam szczęścia lub dam je komuś z otoczenia. Podeszłam do kobiety, która jest moją matką. Tak, nie wstydzę się tego, że wygląda jak wygląda. To nie jest jej wina, tylko po prostu nie mamy tyle pieniędzy, by mogła w siebie zainwestować… Gdy będę już wolna i będę miała odpowiedną pracę, będę dobrze zarabiać, to zabiorę moją rodzicielkę i siostrzyczkę do mojego mieszkania, które kupię za zrobione pieniądze. Moja mama będzie miała to, co tylko sobie zapragnie. Tak samo będzie z Lily. Dostanie wszystko. Będzie bardzo dobrą uczennicą z mnóstwem przyjaciół. Nie tak, jak ja…
Ale to było bardzo dawno temu…
Teraz mam 23 lata, więc było to 5 lat temu…
Głupia osiemnastolatka z mnóstwem różnych mądrych i głupich pomysłów, ale to nie jest ważne.
Miałam wtedy chłopaka… Nazywał się… Nie, te wspomnienia są zbyt bolesne, bym o nich mogła opowiedzieć… Pamiętam z tego tylko to, że usłyszał coś, co miało znaczyć zupełnie coś innego i wszystko prysło. Jak głupia bańka mydlana.
Jakie to uczucie, gdy dowiadujesz się, że osoba, którą darzysz uczuciem nie kocha cię?
Czy to boli?
Czy płaczesz po kątach?

Jakie to uczucie?
Dziwne. Nagle, gdy dowiadujesz się, że ktoś kogo kochasz nie odwzajemnię twoich uczuć, to czujesz momentalnie taką pustkę. Nie wiesz co z sobą zrobić, a tym bardziej do kogo udać się o pomoc w załamaniu po miłości.

Czy to boli?
Wcale mnie nie bolało. Na początku może odczuwałam jakiś ból. Albo raczej myślałam, że to jest ból.

Czy płaczę?
Po jakimś czasie łzy mi wyschły i już nie spływały po moich policzkach. Nie miałam już czym, a tym bardziej jak płakać.

Jakiś czas później okazało się, że mój były chłopak rozpowiedział w całej szkole, że w domu jestem bita. Od tego się zaczęło. Skończyłam na tym, że byłam pośmiewiskiem dla calusieńkiej szkoły. Nie zapominając tutaj o nauczycielach. A to wszystko przez to, że mój ojciec stracił pracę… W domu zaczęły się awantury a to o brak pieniędzy, a to o to, że nie jestem idealna. Moja mama jakiś czas później zaszła w ciążę… Wiedziałam, że to będzie cios dla mnie. Gdy skończyłam naukę i napisałam najważniejszy egzamin, to nie poszłam już na studia. Coraz częściej zostawałam w domu. Gdy mama urodziła kilka miesięcy temu, to ojciec stał się jeszcze bardziej bezlitosny. Zamykanie mnie w pokoju na noc, a czasami na cały dzień. Przynajmniej miałam towarzystwo Lily. Och malutka…

Powróciłam do rzeczywistości:
- Wszystkiego najlepszego kochanie – powiedziała mama. Przytuliłam ją mocno.
- Kocham Cię mamusiu – powiedziałam.
- Ja też Cię kocham. Mam coś dla ciebie – powiedziała mama. Odsunęłam się od kobiety – Wiem, że nie jesteś już małą dziewczynką, ale to jedyna rzecz, jaką mogę ci dać – powiedziała kobieta i wyjęła zza siebie tabliczkę czekolady.
 W moich oczach stanęły łzy. Pierwszy raz od tylu lat dostaję jakiś prezent. Mimo, że nie jest to coś, co chciałoby dostać dziecko na święta, to ja się cieszę, ponieważ wiem, ile musiała się na starać, by zdobyć ją. Przylgnęłam do rodzicielki. Wzięłam do ręki tabliczkę. W moim brzuchu zaburczało.
Nie musiałam używać słów, by zapytać się, gdzie jest ojciec.
- Wyszedł i nie wiem, kiedy wróci. Kiedy jadłaś ostatni raz? – zapytała mama słysząc wydarzenie w moim żołądku kilka sekund temu.
- Cztery dni temu jadłam kolację, ale to nic takiego. Lily już nakarmiłam – powiedziałam i uśmiechnęłam się do dziewczynki leżącej pomiędzy moimi poduszkami. Mała obserwowała nas z wielkim zainteresowaniem. Podeszłam do niej i pochyliłam się nad nią. Pogłaskałam ją po główce. Dziewczynka posłała mi uśmiech i wyciągnęła swój różowy język.
- Violu musisz wiedzieć coś jeszcze… - po wypowiedzeniu tych słów przez moją mamę wzdrygnęłam się i zamknęłam oczy. Powoli wzięłam wdech.
Kolejna ciąża?
Błagam nie… Ja nie chcę…
Nie chcę chronić kolejnego dziecka…
- Tak? – zapytałam niepewnie.
Usiadłyśmy na moim łóżku obok Lily.
- Dzisiaj uciekniesz razem z Lily z tego domu.
Co?! Czy ja usłyszałam prawidłowo?! Ja chyba zwariowałam…
- Nie zostawię Cię samej – zaczęłam panikować.
- Cichutko – powiedziała mama i przytuliła mnie do siebie – Chcę byście były szczęśliwe. Ja sobie poradzę. Violetta – powiedziała mama i potrząsnęła mną – Dam sobie radę. O szesnastej masz mieć spakowane rzeczy swoje i Lily.
- Nie chcę cię zostawić.
- A chcesz, by ojciec cię znowu uderzył? – zamilkłam. Potrząsnęłam głową.
- Masz rację, nie chcę.
- O szesnastej masz być gotowa i uciekniesz.
- Mamo…
- Wiem, Violu… Nie chciałam, by to się tak potoczyło... Przepraszam, że tak zepsułam Ci życie…
Nie odezwałam się.
- Bądź gotowa – powiedziała rodzicielka i wyszła z pokoju.
Wstałam z łóżka i zaczęłam pakować siebie i Lily.


Wybiła szesnasta. Ostatnie momenty w tym domu. Ostatnie uściski z moją mamą. Ostatnie kocham cię wypowiedziane z ust mojej rodzicielki.
Zostałam sama z Lily.
Na ulicy.
W Wigilię.

Dwie godziny później – 18:00
Diego

Wyszedłem z pracy. Wolne! Święty spokój! Ta papierkowa robota może zabić człowieka. Wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Ruszyłem do domu. Do żony i mojego dziecka, małego Jamesa. Chociaż… nie jest już taki mały… Ma już siedem miesięcy. Gdy byłem już pod domem zgasiłem silnik i spojrzałem na przeciwną stronę ulicy. Na ławce siedziała młoda kobieta z kilku miesięcznym dzieckiem. Z miejsca, gdzie stałem dało usłyszeć się płacz dziecka i próby uspokojenia go przez płaczącą kobietę. Spojrzałem w stronę mojego domu. W kuchni krzątała się moja żona. James pewnie bawi się z moim bratem, który ostatnio przyjechał z innego miasta specjalnie na święta. Mój brat jest lekarzem… Chociaż wydaje mi się, że to jemu od kilku dni potrzebny jest lekarz. Mój brat codziennie, gdy rano wstaje opowiada o jakiejś dziewczynie. Z tego powodu, że chodził on do szkoły artystycznej, naszkicował jej wizerunek. Dziewczyna ma:
Brązowe oczy…
Jest szatynką…
Ma może z 22 lata…

Podejść do tej dziewczyny z dzieckiem, które ma na rękach, czy nie? Cholera! Gdyby życie było prostsze, to już dawno zapytałbym ją co się stało, a nie stał jak ten kołek. Podszedłem do dziewczyny. Odchrząknąłem. Dziewczyna spojrzała na mnie. Moje źrenice rozszerzyły się. To ona… To ta, którą naszkicował mój brat… Dziewczyna przetarła oczy.
- Tak? – zapytała trzęsącym się głosem i przycisnęła do siebie dziecko.
- Przepraszam, ale… - zacząłem i podniosłem dłoń na ławkę, na której siedzi – Dlaczego pani… - kobieta przerwała mi.
- Przepraszam, proszę dać mi chwileczkę, zaraz stąd odejdę. Muszę chwileczkę odpocząć – powiedziała próbując uspokoić płaczące dziecko.
- Nie, nie chodziło mi o to, że pani tutaj siedzi… Chciałbym się tylko zapytać, dlaczego pani siedzi tutaj, zamiast być ze swoją rodziną?
- Ja już nie mam rodziny – powiedziała poważnie.
- Czy wejdzie pani na chwilę do mojego domu? – zapytałem – Rozgrzeje się pani razem z córką – powiedziałem spoglądając na dziecko z uśmiechem – To jak? – zapytałem.
Kobieta niepewnie kiwnęła głową.
Ruszyliśmy do mojego i mojej żony domu.
- Zapraszam – powiedziałem przepuszczając kobietę w drzwiach.
Zdjęła z siebie kurtkę, którą zabrałem, a następnie powiesiłem na wieszaku. Szybko ściągnąłem z siebie moją kurtkę. Kobieta cały czas trzymała dziecko jak najbliżej siebie. Dziewczynka usnęła.
- Francesca już jestem! – krzyknąłem wchodząc z kobietą do salonu.
W drzwiach od kuchni pojawiła się moja żona razem z naszym synem. Pewnie Leonowi już się znudziła zabawa z chrześniakiem… Podbiegła do mnie i pocałowała w policzek. Pochyliłem się i pocałowałem mojego synka w głowę. Fran przechyliła się i ujrzała tę dziewczynę, która przypatrywała nam się. Moja żona podeszła do niej razem ze mną.
- To jest… - zacząłem, ale po chwili stwierdziłem, że nie znam imienia tej kobiety.
- Violetta Castillo – powiedziała niepewnie kobieta.
- Castillo? – zapytała Francesca, a dziewczyna pokiwała głową – Chodziłam z panią do jednej szkoły. Moja klasa jeździła razem z pani na wycieczki. To dziwne nigdy pani na nich nie widziałam… Co panią tutaj sprowadza? – zapytała z uśmiechem Fran.
- Pani Violetta… - kobieta przerwała mi.
- Wiedziałam, że nie powinna byłam tutaj razem z panem przychodzić. Ja już pójdę – powiedziała tuląc do siebie zmarznięte dziecko.
- Niech pani sobie nie żartuje – powiedziała Fran – musi się pani rozgrzać, a ja zajmę się pani córką… - powiedziała podając mi naszego syna, który cały czas się uśmiechał. Pani Violetta niepewnie podała mojej żonie dziewczynkę – Mam nadzieję, że zostanie z nami pani na kolacji – zapytała z uśmiechem Francesca.
- Nie powinnam…
- Bzdura – powiedziała Francesca razem ze mną.
- Jeżeli chce się pani odświeżyć, to pokażę pani, gdzie mamy łazienkę – powiedziała Francesca z uśmiechem. Kobieta kiwnęła głową, a następnie ruszyła z panią Violettą na górę do łazienki.
- No widzisz młody… Kobiety zawsze mają nas gdzieś… Jak tylko znajdą sobie towarzystwo, to mężczyzna odchodzi na bok – powiedziałem – Chodź teraz do wujka Leona. Zobaczymy co robi.
Poszedłem z małym do tymczasowego pokoju mojego brata. Zapukałem do drzwi. Po chwili wszedłem do środka. Leon znowu szkicował tę dziewczynę. Gdyby tylko ją zobaczył… To chyba padłby.
- Leon – mężczyzna podniósł wzrok na mnie po zrobieniu ostatniej poprawki na szkicu – Będziemy mieli na kolacji gościa, więc nie bądź zdziwiony.
- Tak, jasne – powiedział.
Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy razem do kuchni. Leon przyczepił do lodówki szkic szatynki, która jest na górze. Ale się chłopina zdziwi, gdy ją zobaczy.
- I proszę cię jeszcze o jedno – chłopak spojrzał na mnie – nie rozwieszaj już tych twoich malunków.
- Ale czy ty nie rozumiesz? Ona jest idealna.
- Leon… - westchnąłem z uśmiechem.

Chłopak wyszedł z kuchni i skierował się do swojego pokoju. Po chwili wróciła Fran z dziewczynką na rękach. Przyszykowała jej jedzenie i zaczęła karmić z butelki.
- Czy ona ci kogoś nie przypomina? – zapytałem z uśmiechem.
- Nie, a niby kogo miałaby przypominać Violetta?
- Och już jesteście na ty? – zaśmiałem się.
- To wcale nie jest takie śmieszne. Violetta opowiedziała mi całą historię o tym co się stało w jej życiu – Francesca opowiedziała mi wszystko – Aż do teraz, więc ona potrzebuje pomocy. Widać po niej, że nigdy nie zaznała miłości, nie czuła tego rodzinnego ciepła… A teraz, kogo ona ci tak przypomina? – zapytała, a ja wskazałem głową na szkic, który powiesił Leon kilka minut temu – To ona… - wyszeptała Francesca, a ja się zaśmiałem.
- Tak, to ona… Leon padnie, jak ją zobaczy…
Zaśmialiśmy się.
- O tak – będzie Violettowzięty.

Chwilkę później usłyszeliśmy kroki schodzącej Violetty. Leon akurat wyszedł z pokoju. Skierował się do nas robiąc coś w swoim telefonie. Po drodze wpadł na Violettę, która miała na sobie różową sukienkę Francesci. Złapał ją w talii i przytrzymał ją, by ta nie upadła. Stali twarzą w twarz do siebie.
Narrator

Oboje patrzyli sobie w oczy z niedowierzaniem.
Ona nie mogła uwierzyć, że go widzi na żywo…
On nie mógł uwierzyć, że jest jeszcze piękniejsza niż w śnie…
Byli sobą oczarowani.
Wystarczyło tylko ich jedno krótkie spojrzenie, a dwa serca przyspieszyły swój rytm i zaczęły bić tym samym tempem.
Leon

- Jesteś jeszcze piękniejsza, niż myślałem, niż śniłem. Jesteś… jesteś aniołem.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Śniłam o tobie od kilku dni… Myślałam, że to tylko moja wyobraźnia… A teraz jesteś tutaj – powiedziała i położyła dłoń na moim policzku.
- Jesteś idealna.
- Jesteś księciem z mojej bajki.
- Jesteś taka śliczna. Twoja uroda… - westchnąłem - Spadłaś z nieba?
- A ty książę? Przyjechałeś na białym koniu?
- Jesteś taka piękna.

Dopiero po chwili zorientowałem się, że Francesca trzyma dziecko. Dziewczynka zaczęła płakać, a dziewczyna z moich snów podeszła do niej i wzięła dziecko. Ona ma dziecko?
- Masz dziecko? – zapytałem zszokowany.
- Nie… To jest moja siostrzyczka, Lily.
- Ach – odchrząknąłem – Okej…
- Violu wyglądasz idealnie w tej sukience – powiedziała moja szwagierka.
- Dziękuję – odpowiedziała dziewczyna z delikatnym uśmiechem.

Po złożeniu sobie życzeń i przeczytaniu fragmentu z biblii, zasiedliśmy do stołu. Dziewczyna usiadła obok mnie. Widać było, że jest zakłopotana. Francesca przyniosła jedzenie i postawiła je na stole. Zaczęliśmy nakładać na talerze posiłek. Dziewczynie zaburczało w brzuchu, na co się zarumieniła i opuściła głowę w dół. Zaśmiałem się. Ktoś tutaj jest głodny… Francesca i Diego nie zwracali na nas uwagi.
- Ktoś tutaj chyba jest głodny… - powiedziałem w jej stronę.
- Nie… To znaczy tak, to znaczy nie... – język jej się plątał, ale rumieniec na jej twarzy nie ustępował ani na sekundkę.
Zaśmiałem się ponownie.
- Kiedy ostatnio jadłaś? – zapytałem z uśmiechem…
- Ja… - westchnęła – Umm…
- No? – zaśmiałem się – To chyba nie było tak dawno te… - przerwała mi.
- Cztery dni… - wyszeptała
- Temu – dokończyłem, a oczy mało mi nie wyszły – Chcesz być anorektyczką? – zapytałem – Jeszcze jutro pojedziesz ze mną na badania do szpitala – powiedziałem.
- A kim ty niby dla mnie jesteś, że tak cię to tak bardzo obchodzi? – zapytała.
- Jestem… - ponownie mi przerwała.
- Jesteś Leon, to wiem.
- A skąd niby?
- Przyśniłeś mi się. Ja jestem… - tym razem to ja jej przerwałem.
- Violetta… - powiedziałem z uśmiechem – Ale nadal sądzę, że spadłaś z nieba. Jesteś taka śliczna… - wyszeptałem jej do ucha – A teraz jedz – powiedziałem i dotknąłem swoimi ustami jej policzka. Dziewczyna się zaśmiała i położyła dłoń na moim policzku.
- Książe Leon na białym koniu.
Violetta

Gdy Wigilia się zakończyła, wstałam od stołu i pomogłam Francesce sprzątnąć ze stołu. Gdy był już porządek, to przebrałam się z ubrań dziewczyny i założyłam moje. Wzięłam małą i zaczęłam ją ubierać w ubrania na dwór. Dwójka braci była na górze. Dzięki temu szybciej uda mi się wyjść z tego domu. Wystarczy, że nadużyłam już gościnności i zostałam na Wigilii. Gdy ubrałam już Lily, ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Zdjęłam swoją kurtkę z wieszaka i założyłam ją na siebie. Założyłam swój plecak z rzeczami dziewczynki i moimi. Wzięłam małą na ręce i pocałowałam w główkę. Lily usnęła. Zajrzałam jeszcze do kuchni, w której była Francesca. Odchrząknęłam. Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona. Koło niej na stole stały cztery kubki z parującą herbatą. Dziewczyna podeszła do mnie.
- Chciałabym podziękować za to, że mogłam z wami spędzić Wigilię. Jestem naprawdę wdzięczna za to… - powiedziałam z delikatnym uśmiechem – Sukienkę powiesiłam na wieszaku w łazience. No to… - zaczęłam. Do kuchni wszedł Diego z Leonem.
- Wychodzisz? – zapytał zdziwiony zielonooki szatyn. Podszedł do mnie i spojrzał na mnie ze smutkiem
- Już i tak nadużyłam gościnności. Tak więc jeszcze raz dziękuję za to, że mogłam zostać i do zobaczenia… kiedyś – powiedziałam z uśmiechem.
Skierowałam się w stronę wyjścia, ale zatrzymała mnie Włoszka i zablokowała drzwi.
- Nie możesz odejść… - powiedział Leon.
- Dlaczego nie? Jest Wigilia i powinniście spędzić ją razem we własnym gronie, a nie z jakąś mną.
- Ale… - zaczęła Francesca.
- Tak będzie lepiej – powiedziałam kręcąc głową z uśmiechem.
Włoszka odsunęła się od drzwi. Przekręciłam kluczyk w drzwiach. Już miałam wychodzić, ale…
Leon 

- Chciałabym podziękować za to, że mogłam z wami spędzić Wigilię. Jestem naprawdę wdzięczna za to… - usłyszałem głos piękny Violetty – Sukienkę powiesiłam na wieszaku w łazience. No to… - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Wychodzisz? – zapytałem zdziwiony. Podszedłem do niej i spojrzałem na mnie ze smutkiem.
Niech zostanie… Błagam…
- Już i tak nadużyłam gościnności. Tak więc jeszcze raz dziękuję za to, że mogłam zostać i do zobaczenia… kiedyś – powiedziała z delikatnym uśmiechem.
Skierowała się w stronę wyjścia, ale zatrzymała ją Fran, która zablokowała drzwi.
- Nie możesz odejść… - powiedziałem do niej. Stała do mnie plecami, ale szybko się odwróciła.
- Dlaczego nie? Jest Wigilia i powinniście spędzić ją razem we własnym gronie, a nie z jakąś mną – błagam niech ona tak nie mówi o sobie.
- Ale… - zaczęła Francesca.
- Tak będzie lepiej – powiedziała kręcąc głową z uśmiechem.
Włoszka odsunęła się od drzwi. Violetta przekręciła kluczyk w drzwiach. Już miała wychodzić, ale…
Złapałem ją za nadgarstek.
- Nie odchodź… - wyszeptałem – Zostań z nami. Starczy tutaj miejsca dla ciebie.
- Spędź z nami dzisiejszy i jutrzejszy dzień… - powiedziała Francesca.
Violetta zamknęła drzwi i niepewnie kiwnęła głową. Posłałem jej szeroki uśmiech.
- Mogę? – zapytałem i wyciągnąłem ręce, by wziąć dziecko. Dziewczyna podała mi ją, a następnie zdjęła z siebie kurtkę.
- A teraz przebieraj się z powrotem w tamte ciuchy – powiedziała Fran śmiejąc się.
Dom Castillo
- Gdzie jest Violetta?! – wydarł się mężczyzna na matkę Violetty.
- Nie ma jej i nie będzie. Ona już nie jest twoją córką. Nie będziesz już ją pomiatał. To koniec z twoimi rządami – powiedziała kobieta – Chcę rozwodu…
- Zabiję Cię i nie dam ci odejść. Zostaniesz ze mną, a dziewczyna ma wrócić do domu!
- Nie odzyskasz już żadnej z dziewczynek! To koniec! – matka krzyknęła mu prosto w twarz.
- Nie żyjesz!
Mężczyzna rzucił się z pięściami na kobietę. Gdy zaczęła już się robić coraz słabsza, zostawił ją i poszedł do sypialni.
- Zdechniesz, a nie dam ci rozwodu! – krzyknął na sam koniec.
Krew zaczęła mieszać się ze łzami wypływającymi z oczu kobiety.
Violetta

Było już po godzinie dwudziestej drugiej. Francesca powiedziała, że da mi jakąś piżamę i ręcznik, bym mogła się wykąpać. Po kąpieli chciałam zabrać małą, by ją wykąpać, ale okazało się, że Francesca już ją wykąpała i teraz Lily jest gdzieś razem z Leonem. Podziękowałam jej i zapytałam się jej, gdzie będę spała. Ona powiedziała mi, że pościeliła mi w salonie. Podziękowałam jej i ruszyłam do salonu. Czekał tam na mnie Leon z dziewczynką. Gdy mnie zobaczył odłożył ją do łóżka, gdzie będę spać. Wokół miejsca, gdzie będzie spała Lily położone są poduszki, by nie spadła. Na środku jej ‘‘łóżeczka” leży niebieski kocyk. Rozłożyłam go, a następnie położyłam na środku małą i ją przykryłam. Szybko usnęła. Spojrzałam na chłopaka. Uśmiechał się do mnie delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech. Podszedł do mnie i położył dłonie na moich ramionach. Pochylił się do mojego ucha i zaczął szeptać.
- Jesteś aniołem.
- To nie jest prawda. Anioły zawsze są idealne. Ja taka nie jestem… Pochodzę z biednej rodziny… Nie mam na nic pieniędzy… Nie studiuje... Jestem nikim... Biedaczka, która ma już swoją przyszłość zapewnioną, jako no cóż… biedaczka.
- Nie mów tak. Jesteś świetna. Idealna dla mnie – powiedział i podsunął się bliżej mnie. Położył swoje ręce na moich biodrach i powoli zaczął się pochylać.
- Nie – wyszeptałam mu w usta i delikatnie go odepchnęłam – Znamy się kilka godzin, a ty już chcesz… Nie mogę tak.
- Ja czuję się, jakbym znał cię już bardzo długo. Violu śniłem o tobie, a ty o mnie. Nie sądzisz, że to jest jakiś znak?
Westchnęłam i spojrzałam mu w oczy.
- Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć…
- Viol… - przerwałam mu.
- Dobranoc Leonie – powiedziałam i odwróciłam się do niego plecami.
Pochyliłam się nad Lily i okryłam ją szczelniej. Widziałam, jak tylko Leon wchodzi do swojego pokoju. Położyłam się i zamknęłam powieki. Momentalnie zasnęłam.

Następnego dnia

Obudziłam się dosyć wcześnie. Lily już nie spała. Pochyliłam się nad nią z uśmiechem.
- Dzień dobry – powiedziałam śmiejąc się.
Ze strony małej usłyszałam tylko chichot. Wstałam i szybko przebrałam i przewinęłam Lily. Stwierdziłam, że w ramach podziękowania za wczorajszą gościnę zrobię coś dla nich. Szybko pościeliłam sofę. Złożyłam pościel i prześcieradło w kostkę. Powędrowałam do kuchni, ale zastałam już w niej siedzącą na krześle, koło wyspy kuchennej.
- Umm… Hej – powiedziałam niepewnie.
- Siemka.
- Chciałam podziękować za gościnność i… - Fran przerwała mi.
- Nigdzie nie pójdziesz bez śniadania i obiadu – powiedziała grożąc mi palcem.
- Nie, nie to miałam na myśli. Chciałam się jakoś odwdzięczyć i może zrobię śniadanie? – zapytałam.
- No nie wiem… Możesz, ale jeśli będę mogła ci pomóc – uśmiechnęłam się do niej.
- Okej.
Wyjęłyśmy wszystkie potrzebne produkty i zaczęłyśmy szykować śniadanie. Po jakimś czasie usłyszałyśmy płacz małej. Spojrzałam przepraszająco na Francesce, a następnie się odezwałam.
- Pójdę do niej.
- Nie, ja do niej pójdę. Pewnie jest głodna – Powiedziała wycierając ręce zielono-czerwoną ścierką.
Szybko podgrzała mleko, a następnie sprawdziła, czy jest odpowiednie. Po wykonaniu tych wszystkich czynności wyszła do salonu. Dokończyłam kroić chleb, a następnie wyjęłam z lodówki świeże warzywa, między innymi pomidory i ogórki. Zaczęłam kroić je w plasterki, a następnie ułożyłam na półmisku. Rzodkiewkę, którą wyjęłam chwilę temu, zaczęłam opłukiwać pod kranem i powoli zaczęłam ją kroić w drobną kostkę. Wyjęłam biały ser i rozdrobniłam go widelcem tak, by się rozpadł. Wylałam troszkę śmietany na ser i dorzuciłam pokrojoną wcześniej rzodkiewkę. Wszystko posypałam łyżeczką cukru i starannie wymieszałam. W ten sposób powstał twarożek, czyli coś, co uwielbiałam, gdy byłam mała. Później zaczęłam jeść coraz mniej. Ojciec zaczął mieć problemy… Zaczęła się bieda. Czasami zdarzało się, że na lekcjach mdlałam z przegłodzenia. Wtedy byłam zabierana na stołówkę i dostawałam talerz zupy, który często był jedynym posiłkiem na tydzień. Po pewnym czasie, gdy wszyscy się dowiedzieli co się dzieje u mnie w domu… Po prostu odsunęli się ode mnie. Ja tak bardzo potrzebowałam wtedy przyjaciela, kogoś bliskiego… Czasami zastanawiam się, czy ci wszyscy ludzie, którzy uważali się za moich przyjaciół, byli nimi. Pokazali mi wtedy, że jeżeli masz pieniądze, to jesteś super, lecz jeżeli ich nie masz, to możesz zdechnąć, a oni nawet tego nie zauważą. Nigdy, przenigdy nie dałam już się tak poniżyć. Z tamtym dniem straciłam chłopaka, przyjaciół i reputację, która i tak nie była dla mnie ważna, bo nie lubiłam się pokazywać i błyszczeć. Ci wszyscy ludzie ze szkoły… Nauczyciele… czy nawet reszta pracowników… stałam się strasznym pośmiewiskiem… I to dlaczego? Mój popieprzony były… Po kilku dniach chodził z jedną z moich ‘‘przyjaciółek’’ Gdy wtedy płakałam, każda łza była spowodowana:
moim byłym,
pośmiewiskiem, którym byłam w szkole,
biciem w domu…
Po moim policzku pociekła łza, którą szybko starłam, ale to nic nie dało, bo za nią poleciała kolejna i następna. Nie chcąc wydać z siebie żadnego dźwięku ukryłam głowę w swoich dłoniach. Te wspomnienia odbiły duże znamię, które często jest rozcinane ponownie i jeszcze raz... To straszne, jak dziecku, którym byłam te pięć lat temu, można zniszczyć życie… Wydałam z siebie cichy szloch. Zaraz po tym poczułam, jak ręce mężczyzny oplatają moją talię od tyłu. Szybko przetarłam oczy. Poczułam na moim policzku jego miękkie wargi.
- Dzień dobry aniołku – wyszeptał do mojego ucha.
Odpowiedziałam mu tym samym. Odchrząknęłam.
- Myślałem, że to tylko był kolejny piękny sen, że wyśniłem sobie ciebie kolejny raz… Widzę, że wygodnie ci się chodzi w piżamie – powiedział odkręcając mnie do siebie.
- Ty także masz na sobie piżamę – powiedziałam wskazując na jego szary dres i biały podkoszulek.
- Nie ważne… Co tam rob… - przerwał i spojrzał na mnie ponownie – Ej płakałaś?
- Co? Nie, tylko ci się wydaje.
- Nie lubię kłamczuchów, a szczególnie, jeżeli są nimi takie piękne anioły jak ty. -  powiedział i usiadł na krześle – No, to co się stało?
- Nic… - skłamałam z uśmiechem.
- Kłamiesz…
- Skąd to wiesz?
- Widać to w brązowych twoich oczach Violu.
- Och…
- No, co się dzieje?
- Po prostu źle spałam.
- Aha… Okej - powiedział i złapał plasterek ogórka z półmiska.
Po chwili do kuchni weszła Francesca razem z Lily, która była owinięta w kocyk. Uśmiechnęłam się i podeszłam do nich.
- Kocham cię Lily – wyszeptałam dziewczynce, która cały czas uśmiechała się. Czasami wydaje mi się, że ona rozumie co do niej mówię.
Diego wszedł do kuchni razem z Jamesem na rękach.
- Zobacz, wujek Leon i ciocia Violetta tutaj są – powiedział do chłopczyka.
Podeszłam do niego i przywitałam się z nim, a następnie zapytałam, czy mogę wziąć jego syna na ręce. Mężczyzna skinął głową.
- Teraz pójdziesz na chwilę do cioci, a tatuś pójdzie do wujka.
Uśmiechnęłam się do chłopczyka.
- Kobiety… - westchnął Leon razem z Diego - Dać takiej tylko dziecko, a nie widzi nic innego – zignorowałyśmy z Francescą słowa chłopaków.
James uśmiechał się do mnie i złapał za moje policzka swoimi dłońmi, na co się zaśmiałam.
- Cześć słodziaku – powiedziałam do niego z uśmiechem.

Kilka dni później

Właśnie weszłam do domu moich rodziców. Zapytałam się Francescę, czy zaopiekuje się moją siostrą, a ona się zgodziła. Zapytała mnie wcześniej, gdzie zamierzam iść, więc odpowiedziałam jej, że idę odwiedzić moją mamę. Z moich obliczeń wynika, że ojca nie ma w domu. Powoli i niepewnie weszłam do środka.
- Jeżeli ona nie wróci, to zabiję cię…
Usłyszałam szept zza ściany, o którą się oparłam.
- Nigdy – usłyszałam jęk mojej mamy – Nigdy… nie-nie pozwo-nie pozwolę, by wróciła d-do nas.
Usłyszałam uderzenie, które było trzecim z kolei, odkąd weszłam do domu. Po chwili kolejny jęk mojej mamy.
- Zdechniesz! – nie mogłam już dłużej tego słuchać.
Już miałam się odwrócić i wyjść z domu, gdy…
- Och! A jednak się pojawiła! Jednak pożyjesz jeszcze troszkę.
Mój ojciec pociągnął mnie za włosy. To był błąd, że tutaj przyszłam. Po chwili leżałam już na podłodze cała w sińcach. Poczułam jak po mojej wardze spływa coś dziwnego. Powoli podniosłam swoją obitą rękę i dotknęłam swoich ust. Krew. Zamknęłam oczy. Poczułam, jak mężczyzna kopie mnie, a po chwili okropny ból. Nie mam już siły. Dotknęłam powoli mojego brzucha i przejechałam po nim ręką. Gdy go dotknęłam poczułam straszne pieczenie, gdy opuszki moich palców przejechały po szerokiej szramie. Zamknęłam oczy, gdy poczułam w nich okropne kłucie. Mężczyzna kopnął mnie jeszcze kilka (jak nie kilkanaście) razy.
Po chwili usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Otworzyłam oczy, a po moim policzku spłynęła łza. Mój ojciec upadł kilka metrów przede mną. Moja mama stała przed nim i patrzyła na niego. Mężczyzna stracił przytomność. Kobieta wyszeptała tylko słowa To koniec twoich rządów i szybkim krokiem podeszła do mnie. Miałam problem, by złapać oddech. Brałam małe, ale szybkie wdechy. Trzymałam swoją rękę na rozciętym brzuchu, z którego wypływała krew i płynęła czerwonym strumieniem, zostawiającym ślad
- Mamo… - jęknęłam półprzytomna.
- Córeczko… - powiedziała i położyła moją głowę na swoich kolanach.
Jęknęłam i zwinęłam się w kłębek.
- Policja… - wyszeptałam ledwo słyszalnie.
- Co? A! Tak. Już. – powiedziała wycierając swoje policzki pełne łez, a następnie wstała – Zadzwonię i za chwilkę wracam – oznajmiła.
Wstała z podłogi i podłożyła pod moją głowę poduszkę. Delikatnie próbowałam się unieść, ale to było na marne.
Kurwa!
Dlaczego nie posłuchałam mojej matki i tutaj wróciłam?! Dlaczego? Ponieważ ją kochasz i nie wybaczyłabyś sobie, gdyby odeszła powiedziało moje sumienie.
Spróbowałam jeszcze raz i tym razem udało mi się podnieść. Przełknęłam ślinę. Znowu stres. Te kilka dni były dla mnie magiczne. A teraz już nie mam siły… To czas, by odejść. Mam nadzieję, że tam na górze znajdzie się dla mnie miejsce… Odwróciłam się plecami do mężczyzny, który jest niestety moim ojcem. Wytarłam łzę, ale nie mogłam pohamować szlochu. Wzdrygnęłam się czując czyjeś ciało dotykające moich pleców. Po chwili poczułam na mojej szyi coś zimnego.
- Tylko się rusz, a urżnę ci gardło – usłyszałam głos mężczyzny przy moim uchu.
Cholera…
- Policja już… - moja mama stanęła w progu w ogromnym szoku – Odsuń się.
- A tylko podejdź, to podetnę jej gardło – powiedział wbijając w moje ramię swoje palce.
Zamknęłam oczy.
Przepraszam… Niech tam na górze będą mi wybaczone grzechy…
- Wybacz mi mamo… - wyszeptałam i zamknęłam oczy.

Do środka wpadli policjanci. Gdy zobaczyli sytuację zatrzymali się.
- Odłóż to! – krzyknął któryś z nich do mojego ojca.
- Nie ruszać się, bo ją zabiję! – warknął i przejechał swoją dłonią po moim policzku.
Nie mam już siły uciekać. Zamknęłam oczy i czekałam na swoją śmierć.
Nóż był coraz bliżej mojej skóry.
Po chwili usłyszałam tylko kolejny raz dźwięk tłuczonego szkła. Nie czułam już ostrego narzędzia przy mojej skórze. Niestety mężczyzna zdążył przejechać ostrym przedmiotem po całej długości od mojego ramienia aż po nadgarstek. Krew zaczęła ponownie spływać po moim ciele, mimo że z poprzednich ran nadal nie przestawała kapać.
Upadłam na ziemię i zaczęłam powoli oddychać.
- Violetta!
Usłyszałam tylko krzyk.
Leon

Przejechałem do mojego brata i jego żony. Kogo ja okłamuję? Przyjechałem tutaj, żeby zobaczyć się z Violettą. Wpadłem do domu. W salonie zastałem Fran razem z Lily i Jamesem. Gdy dziewczyna mnie zobaczyła spojrzała uśmiechem.
- Hej. Jest Violetta? – zapytałem.
- Nie ma jej tutaj. Zapytała się, czy zaopiekuję się Lily i poszła do…
Dziewczyna zatrzymała swoją wymowę, jakby powiedziała o kilka słów za dużo. Podniosłem brew.
- Gdzie?
Nie odpowiedziała.
- Gdzie jest Violetta? – zapytałem powoli zaczynając się denerwować.
Znów cisza.
- Francesca, gdzie do cholery jest Violetta?
Nie odezwała się słowem.
Próbowała wstać z kanapy i przejść do innego pokoju próbując mnie zignorować. Niestety nie udało się jej to. Posadziłem ją na krześle i oparłem na nim dłonie tak, by dziewczyna nie miała, jak uciec.
- Ostatni raz – powiedziałem – Gdzie jest Violetta?
Znowu cisza. Zero. Nic nie opowiada.
- Odpowiedz mi do cholery! – krzyknąłem.
- Poszła do domu jej rodziców odwiedzić mamę – powiedziała wystraszona.
- Kurwa! – powiedziałem.
Podniosłem się i wybiegłem z domu. Nawet nie fatygowałem się, żeby wsiąść do swojego samochodu, tylko zacząłem biec. Przecież wiedziała, że jeżeli wróci do domu, to czeka ją pewna śmierć! Wszystko działo się tak powoli. Czas jakby stanął w miejscu. Niby biegłem, ale nie odczuwałem tego. Byłem strasznie zdenerwowany. Dlaczego tam poszła? Życie jej nie jest miłe? Z moich rozmyślań wyrwała mnie inna myśl Szybciej kurwa!
Przed domem jej rodziców ujrzałem samochody policyjne. Nic się teraz nie liczyło, oprócz tego co się dzieje z Violettą. Wpadłem do środka domu. Usłyszałem dźwięk tłuczonego szkła. Wpadłem do salonu. Krew była rozmazana na podłodze. Wszystko działo się jakby w spowolnieniu. Ujrzałem upadającą na ziemię dziewczynę. Była cała we krwi. Zaczęła powoli oddychać. Odpływała powoli do innej krainy.
- Violetta! – krzyknąłem.
Próbowałem do niej podbiec, ale nie zatrzymali mnie mężczyźni.
- Jestem lekarzem do cholery! – szarpałem się.
Mężczyźni puścili mnie. Podbiegłem do niej i do jej matki, która trzymała ją i próbowała zatrzymać cisnące się do jej oczu łzy. Kucnąłem przy ledwo przytomnej Violetcie. Kobieta podała mi ją w ramiona.
- Apteczka, gorąca woda, bandaże, spirytus, wszystko co ma pani pod ręką. Tylko błagam szybko!
Kobieta przyniosła szybko rzeczy, o które prosiłem. Zacząłem bandażować, a wcześniej obmywać rany spirytusem, wodą nie wiem! Teraz to nie było ważne czego używałem. Nalałem na wacik spirytus. Dziewczyna głośno syknęła, gdy przyłożyłem wacik do jej rozciętych ran. Gdy chciałem kolejny raz przyłożyć gazik dziewczyna odezwała się.
- Nie! Już nie! Błagam! Boli! – zaczęła się szarpać.
- Jeszcze tylko raz – powiedziałem i przyłożyłem wacik.
Kolejny krzyk z jej strony.
Obwinąłem ją bandażem.
Podczas, gdy wykonywałem swoją pracę mężczyźni zabrali ojca dziewczyny. Mama Violetty kucnęła przede mną.
- Violu… - szepnęła.
- Wybacz mi mamo… - wyszeptała i zamknęła oczy.
Gdy tylko to zobaczyłem wystraszyłem się.
- Nie, nie, nie! Violetta nie zamykaj oczu! No już! Obudź się!  – powiedziałem sprawdzając jej puls, który zanikał – Nie idź w stronę światła! Błagam…
Zacząłem robić jej masaż serca, aż do czasu, gdy znowu poczułem jego bicie.
Kilka tygodni później
Violetta

Uchylam moje powieki.
Razi.
Tak strasznie razi.
Zamknęłam powieki, a po chwili otworzyłam je ponownie.
Przy moim łóżku ujrzałam moją mamę.
- Mama… - szepnęłam ledwo słyszalnie.
- Violu.
- Razi…
- Nic nie mów.
Do sali wpadli lekarze. Po wszystkich pytaniach byłam zmęczona. Wszystko zniszczyłam.
- Śpij. Pewnie jesteś zmęczona.
Zamknęłam powieki.
Zasnęłam.
Tym razem już bezpieczna.
Pół roku później

Moje wszystkie rany zniknęły. Nie ma ani jednej blizny. Nie mam pojęcia jakim cudem nie ma żadnego śladu.
Mama zamieszkała ze mną. Wynajęłam małe mieszkanie. Na razie nam starcza. Ja studiuję wieczorami, a rano pracuję, by zarobić cokolwiek. Ojca wsadzili i skazali na pięć lat pozbawienia wolności. Moja mama także pracuje, ale na szczęście znalazła taką pracę, że może mieć ze sobą w pracy Lily.
Zadzwoniłam do Leona Tak, jak proponował mi ostatnio, chciałam potwierdzić nasze spotkanie. Mimo, że pojechał już do siebie i nie jest już tu w mieście. Po chwili odebrał.
- Halo?
Niestety po drugiej stronie usłyszałam damski głos. Moje serce zatrzymało na chwilę swój rytm. Przełknęłam ślinę
- Czy jest Leon? – zapytałam niepewnie.
- Halo? Kto mówi? – zapytała kobieta po drugiej stronie słuchawki.
- Violetta… A pani?
- Jestem Melanie. Violetta? Jaka Violetta?
- Znajoma Leona. Byliśmy umówieni z Le… - kobieta przerwała mi.
- Leon w tej chwili bierze prysznic.
- A czy mogła, by pani powiedzieć, że… - przerwała mi.
- Nie znam żadnej Violetty.
- Ale… - kobieta ponownie mi przerwała.
- Niech pani już więcej na ten numer nie dzwoni.
- Ale…
- Proszę dać spokój mojemu narzeczonemu i już nigdy więcej do niego nie dzwonić.
Kobieta rozłączyła się.
- Dobrze… - wyszeptałam.

Odłożyłam mój telefon na bok. Usiadłam na podłodze i oparłam się o ścianę.
Jak to? Przecież to niemożliwe… Powiedziałby mi prawda?
Dziwne…
Jeżeli jesteśmy tylko przyjaciółmi, to nie powinno mi to przeszkadzać, prawda?

To boli. Bardzo boli.

Wzięłam do ręki telefon. Zadzwonić do niej, czy nie zadzwonić? Tyle pytań, a na żadne z nich nie otrzymam odpowiedzi. Jednak wybrałam do niej numer. Już po trzech sygnałach usłyszałam jej głos. Niezawodna przyjaciółka pomyślałam i uśmiechnęłam się sama do siebie.

- Halo?
- Francesca?
- Tak? – zapytała.
- Spotkajmy się. Muszę się napić. I nie mówię tutaj o soku pomarańczowym.
- Przyjdź o dziewiętnastej.

Gdy wybiła dana godzina, ubrałam się ładniej i pożegnałam z moją mamą i Lily. Ruszyłam pod domu Fran i Diego. Podobno Francesca spławiła Diego razem z Jamesem, by pojechali do Leona. No tak… Co z tego, że mieszka w innym mieście, które jest oddalone o kilkadziesiąt kilometrów? Przywitałam się z dziewczyną i poszłam za nią do salonu.
- Co się stało? – zapytała.
- Wiesz, że Verdas ma narzeczoną? – zapytałam przybita.
- Nie, z tego co wiem, to Diego ma mnie, a ja jestem jego żo… Czekaj! Mówisz o Leonie?! Że niby on ma narzeczoną?! To nie jest możliwe! – zaczęła gadać sama do siebie – Nie, to nie jest możliwe!
- Możliwe… - wyszeptałam, gdy Francesca nalała wina do kieliszków.
- Ale… - zaczęła.
Przerwałam jej.
- Zadzwoniłam do Leona… Tak, jak proponował mi ostatnio, chciałam potwierdzić nasze spotkanie.
- I?
- Odebrała kobieta.
- Nie… - powiedziała.
Kiwnęłam głową.
- I co? – zapytała.
- Powiedziała, że… że jest jego narzeczoną i Leon w tym momencie bierze prysznic. Rozumiesz? Brał prysznic, a ona była w jego domu. Ciekawe dlaczego nic nam nie powiedział… Bo nie powiedział, prawda? – zapytałam niepewnie.
Francesca podniosła się. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Co? – zapytałam zaskoczona.
- Chodź – powiedziała i pociągnęła mnie do drzwi – Już ja sobie z nim pogadam – powiedziała.
- Nie rób żadnych głupot – powiedziałam, próbując zatrzymać nas obie, ale ona nie ustępowała.
- Jedziemy powiedziałam, i to już!
- Błagam, powiedz mi, że nie piłaś nic z tego kieliszka – powiedziałam niepewnie.
- Nie piłam, ale chyba to zrobię – powiedziała kierując się w stronę salonu, gdzie zostawiłyśmy kieliszki pełne wina.
Poleciałam za nią i przechyliłam jej kieliszek. Skrzywiłam się po chwili. Francesca nic się powiedziała, tylko zawróciła w stronę wyjścia. Wsiadłyśmy do samochodu. No tak… Co z tego, że Leon mieszka ponad pięćdziesiąt kilometrów stąd? Nic. Przecież Francesca jeździ na terenie zabudowanym 120 km/h, co jest przecież CAŁKOWICIE NORMALNE!
- Zabijesz nas – powiedziałam trzymając kurczowo pasy.
- Nie. Tylko jedna osoba zginie. Zabiję jego.

Po trzydziestu minutach byłyśmy pod domem Leona. Wysiadłam z samochodu. Kto jej dał prawo jazdy?! Nigdy nie wsiądę już do tego samochodu.
- Kto ci dał prawo jazdy?
Nie odpowiedziała na to pytanie. Zupełnie, jakby go nie słyszała.
Wparowała do domu Leona ciągnąc mnie za sobą. Narobiła krzyku…
- Masz narzeczoną?!
- Co? – zapytał szatyn
- Wszyscy jesteście tacy sami! – powiedziała Włoszka.
- Ty – wskazała na Leona – jestem na ciebie oficjalnie obrażona, a ty – wskazała na Diego – jak wrócisz do domu, śpisz na kanapie! Wychodzimy! – powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
- Violu – usłyszałam głos Leona.
Wyszłyśmy. Usłyszałam jeszcze tylko głos szatyna.
- Co jej odbiło?! Jaka narzeczona?!
- Melanie… - wyszeptałam.
Chłopak chyba to usłyszał, bo wyleciał za nami. Niestety byłyśmy już w samochodzie. Francesca ruszyła, płynnie zmieniając biegi. Leon przez chwilę biegł za samochodem. Po chwili w lusterku ujrzałam coś, czego wolałam nie widzieć.
Leon.
Samochód.
Uderzenie.
Krzyk.
W tym czasie moje serce pękło. Rozsypało się w drobny mak. Leon został potrącony przez czerwone Ferrari. Francesca gwałtownie zahamowała i wydała z siebie przeraźliwy krzyk.
Wybiegłyśmy z samochodu. Rzuciłam się na kolana. Teraz nie było ważne to, że zedrę skórę i będę miała całe czerwone kolana. Mężczyzna wysiadł z samochodu. Widząc całą sytuację zadzwonił po karetkę. Ujrzałam podbiegającego do nas Diego z Jamesem na rękach. Francesca podbiegła do niego.
Wzięłam Leona w swoje ramiona. Oddychał. Odetchnęłam.
- Dlaczego to zrobiłeś– zapytałam odgarniając jego grzywkę z czoła.
- Ludzie robią różne rzeczy… z miłości – spojrzałam na niego zdziwiona – Kocham Cię aniołku – uśmiechnęłam się - Widzisz zamieniliśmy się miejscami – powiedział biorąc ciężki wdech - kilka miesięcy temu, to ja ciebie ratowałem. Teraz ty to robisz kochanie – powiedział kładąc swoją dłoń na moim policzku – Jesteś śliczna i pamiętaj o tym – zamknął oczy, ale wciąż jeszcze oddychał.
- Teraz to ty nie idź w stronę światła – powiedziałam uśmiechając się – Karetka podjechała zaraz będziesz w szpitalu.
- Kocham. Pamiętaj o tym – wyszeptał.
Karetka podjechała i zabrała Leona.
Kocham.
Kocham… kocham… kocham… kocham…
A czy ja kocham?
Dwa dni później
Szpital

Tak – wszyscy są pewnie ciekawi co „Tak”?
Tak, ja też kocham.
Uświadomiłam to sobie, gdy przebrnęłam przez drzwi szpitala. Życie Leona wydawało mi się ważniejsze od mojego. Na tym polega miłość, prawda? Chcesz, by wszystko było lepsze dla tej drugiej osoby. Pragniesz, by wszystko, co dobre trafiło się właśnie tej drugiej osobie. Rozejrzałam się po korytarzu. Nikogo nie było. Miałam zakaz wstępu do sali, ponieważ nie jestem ani kimś bliskim, ani osobą rodziny. Wkradłam się do sali. Odwróciłam się, by zamknąć ponownie drzwi. Odwróciłam się w stronę łóżka, ale przeżyłam szok.
- To ty nie jesteś w śpiączce? – zapytałam.
- No, jak widać nie – powiedział z uśmiechem – Obudziłem się dzisiaj rano.
Podeszłam do łóżka, a następnie usiadłam na nim. Uśmiechnęłam się do niego.
- Jesteś tu… - powiedział i położył swoją rękę na mojej. Drugą miał w gipsie.
- Jestem. Nie mogłam zostawić mojego przyjaciela samego.
- Kocham Cię.
- Nie mów mi tego. Zostaw te słowa dla swojej narzeczonej – powiedziałam kładąc dłoń na jego policzku.
- Nie mam jej.
- Racja. Nie ma jej tutaj… Pewnie załatwia sprawy ze ślubem. Mam nadzieję, że będę mogła być na ślubie – powiedziałam sztucznie się uśmiechając.
- Tylko mi nie mów, że myślałaś, że…
- Myślałam i myślę, że powinieneś mi powiedzieć coś o swojej narzeczonej… Melanie.
- Melanie jest tylko i wyłącznie…
- Twoją narzeczoną, tak.
- Och, czy ty nie potrafisz się zamknąć?! – zapytał zdenerwowany – Ona jest tylko moją sąsiadką i przyszła wtedy po cukier.
- Tak, a ty wtedy akurat brałeś prysznic.
- Nie, poszedłem wtedy po opakowanie cukru do kuchni. Została wtedy w salonie. Zrozum, że ona nic nie znaczy. A ty…
- A ja jestem przyjaciółką.
- Kocham Cię. Ty znaczysz o wiele więcej.
- Czyli to była tylko sąsiadka? – zapytałam dla upewnienia
- Tak! – powiedział.
- A ja jestem kimś więcej?
- Tak.
- Nie mam Ci nic do zaoferowania oprócz miłości. Jestem biedna i znasz moją przeszłość. Byłeś świadkiem tego, że ojciec mnie…
- To nie jest ważne. Ważne jest to, że cię kocham. Widzisz tę książkę? – zapytał wskazując zdrową ręką na szafkę, gdzie była książka – Weź ją i otwórz - uchyliłam ją i zobaczyłam kartkę – Weź ją – wyjęłam ją – Przeczytaj.

Violetto!
Wiem, że to może głupie, ale podczas, gdy miałem sny z tobą marzyłem, że kiedyś poznam dziewczynę podobną do tego anioła ze snu. Moje marzenie się nie spełniło. Poznałem anioła, który był identyczny, jak ten ze snu. Poznałem Ciebie. Jesteś taka śliczna, że ciężko oderwać od Ciebie wzrok. Widząc Cię moje serce przyśpiesza i zaczynam widzieć świat w kolorach. Jesteś śliczna. Pamiętam, jak zobaczyłem Cię w domu Diego i Francesci. Byłaś strasznie zdenerwowana. Wystarczyło tylko jedno krótkie spojrzenie, a moje serce przyspieszyło swój rytm i zaczęło bić tym samym tempem, co Twoje. Serce… Myślałem, że to tylko mięsień poprzecznie prążkowany, budujący serce – myliłem się. To coś, co mówi, czy zrobiłeś dobrze, czy źle… Czy wybrałeś odpowiednią osobę… Ja wiem, że wybrałem odpowiednio. Chciałbym Cię zapytać, czy…

- Czy zostaniesz moja już na zawsze? – zapytał kładąc dłoń na moim kolanie.
Nic nie mogłam powiedzieć. Kiwnęłam tylko głową.
- Tak – szepnęłam.
- Wiesz odkryłem jedną rzecz, a właściwie dwie. Są dwie rzeczy, których mężczyzna nie potrafi ukryć.
- Jakie?
- Kiedy jest pijany i zakochany.
Kilka miesięcy później

Dzisiaj… Dzisiaj biorę ślub. Wszystko poszło szczęśliwie. Właśnie składamy sobie przysięgi. Dzisiaj oficjalnie zostanę żoną Leona.
- Ja Leon Verdas biorę sobie ciebie Violetto za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci…
- Ja Violetta Castillo biorę sobie ciebie Leonie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę Cię aż do śmierci…
Nałożyliśmy na swoje palce obrączki.
- Możesz pocałować pannę młodą – oznajmił ksiądz.
Poczułam jego delikatne wargi. Uśmiechnęłam się i oddałam pocałunek.
- Moja żona – wyszeptał do mojego ucha.

Cztery lata później

Urodziłam Leonowi dwójkę dzieci. Mała Tini i Jorge, czyli bliźniaki. Mają już trzy lata. Cieszę się, że ich mam. Bez nich moje życie nie byłoby takie piękne. Tini jest śliczną szatyneczką i ma kolor oczu po tacie, a Jorge ma oczy po mamie i włosy po tatusiu. Jutro mój ojciec wychodzi z więzienia. Po długich rozmowach z moją rodziną i moim mężem stwierdziłam, że dzisiaj się do niego udam.
- Jesteś pewna? – zapytał Leon, żeby się upewnić.
- Tak… - powiedziałam łapiąc go za rękę.
Weszliśmy do środka. Przy stole siedział mój ojciec i czekał na mnie. Usiadłam naprzeciwko niego. Stresuję się.
A co jeśli mnie nie pozna?
Co jeśli nie będę w stanie i po kilku sekundach odejdę?
Odwróciłam głowę i spojrzałam na Leona, który posyła mi delikatny uśmiech. Przełknęłam ślinę.
- Tato… - zaczęłam.
- Violetta…
Mężczyzna spojrzał na mnie w szoku. Nie mógł uwierzyć, że tutaj byłam. Wyciągnął w moją stronę rękę. Mężczyźni znajdujący się w pokoju podeszli w ekspresowym tempie do stolika i zatrzymali jego ruchy.
- Zostawcie go. – powiedziałam, a mężczyźni oddalili się.
Mężczyzna złapał mnie za rękę i obserwował moją reakcję. Uśmiechnęłam się do niego.
- Violu… Jesteś tutaj.
- Tato…
- Wybacz córciu – powiedział.
- Wybaczam… - uśmiechnęłam się delikatnie.
Kilka lat później

Mój ojciec wyszedł z więzienia kilka dni po tym, jak go odwiedziłam. Poznał swoje wnuki i zięcia. Moja mama nie mogła wyjść z podziwu, że ten mężczyzna tak bardzo zmienił się na dobre. Lily, na początku się go bała, ale później nie mogła rozstać się ze swoim ojcem. Moja siostra ma już 13 lat. Wszystko potoczyło się bardzo dobrze. Pomogłam przywrócić mojemu ojcu firmę i teraz wszyscy żyjemy długo i szczęśliwie. Czasem zdarzają się happy endy. Nie ważne jaki masz start. Jeśli masz życie, to masz bardzo dużo.

Violetta

Hejka!
I jak one shot?
Podoba się to, co jest tam u góry?
Mam nadzieję, że chociaż może być 😊
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za te 30 000 wyświetleń!

Buziaki
Miss Blueberry 

41 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Komentarz niżej.
      Na szczęście jest happy end.
      Cudowny! ❤❤

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Cudowny one shot.
      Cieszę się, że jest happy end.
      Kiedy rozdział?
      Asia Blanco

      Usuń
    2. Rozdział pojawi się w kolejny weekend...

      Pozdrawiam
      Miss Blueberry

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Cudowny😍😍
      Normalnie nwm...😍👑
      Wzruszający OS😭😭
      Czekam na rozdział

      Buziam
      Tila

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Cudownyyy one shot!
      W pewnych momentach chciało mi się płakać.
      Świetna opowieść <3 Wzruszająca.
      Czekam na o wiele więcej OS twojego autorstwa :)

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Aj, cudowny 😃
      W niektórych momentach aż chciało mi się płakać.
      Jest happy end czyli to co kochaam❤❤
      Czekam na więcej takich perełek 😉😀
      Buziaczki 😘😘
      Ps. Zapraszam do mnie na rozdział 😉

      Usuń
  6. Odpowiedzi
    1. Gratulacje za te 30 000 wyświetleń. Zasłużyłaś ❤
      Wow Wow Wow! Muszę ci powiedzieć, że jest cudowny. Super. Perełka. Smutna historia z pięknym happy endem.

      Usuń
  7. Odpowiedzi
    1. Juz gdy zobaczylam ten gif z Titanic'a wiedzialam, ze to bedzie cos pieknego!
      Nie pomylilam sie!
      Cudny OS, moge powiedziec ze bez watpienia efekt jest zadawalajacy, a nawet bardziej, widac ile pracy w to wlozylas.
      Pozdrawiam, i do nastepnego,
      Marysia❤

      Usuń
  8. Gratulacje za te 30 000 wyświetleń. Zasłużyłaś ❤
    Wow Wow Wow! Muszę ci powiedzieć, że jest cudowny. Super. Perełka. Smutna historia z pięknym happy endem.

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest jeden z najlepszych one shotów jakie czytałam <3
    CUDOWNY!!!
    WSPANIAŁY!!!
    SUPER!!!
    GRATULUJE 30 000 wyświetleń. Zasłużyłaś na nie :*<3

    OdpowiedzUsuń
  10. Teraz dopiero go znalazłam 😍
    Przepiękny jeden z najlepszych one shot'ów jakie kiedykolwiek czytałam 💝
    Naprawdę 😘
    Gratuluję

    OdpowiedzUsuń
  11. Teraz dopiero go znalazłam 😍
    Przepiękny jeden z najlepszych one shot'ów jakie kiedykolwiek czytałam 💝
    Naprawdę 😘
    Gratuluję

    OdpowiedzUsuń

Dzięki Twojemu komentarzowi na mojej twarzy pojawi się uśmiech,
który jest ważny i da mi to jeszcze większą motywację, by pisać dalej.
Dziękuję za wszystkie komentarze.